Kiedy Donald Tusk wracał do krajowej polityki, pozwoliłem tu sobie wyrazić zdziwienie, że Platforma Obywatelska ochoczo na to przystaje. Bo w ten sposób wybiera przeszłość, mając w zanadrzu przyszłościowego lidera, czyli Rafała Trzaskowskiego.
Dziś patrzę na to nieco inaczej. Kryzys na granicy z Białorusią pokazuje, że opozycja nie zasługuje na takiego polityka jak Tusk. Lider Platformy Obywatelskiej wykazał się państwowym zmysłem, stanowczo sprzeciwiając się agresji ze strony Łukaszenki, wspierając działania Straży Granicznej i rozumiejąc rzecz wydawało się banalną, czyli to czym jest granica. O dziwo, na całej opozycji był w tym osamotniony. Nawet w kierowanej przez niego partii znalazło się sporo żałosnych postaci, które w imię przekory wobec PiS-u, urządzały groteskowe harce na naszej wschodniej granicy, utrudniając tym samym pracę funkcjonariuszom polskiego państwa. Być może ludzie ci są na tyle głupi, by uważać się za bohaterów walki z reżimem, ale prawda jest taka, że są marionetkami Łukaszenki, a można by użyć i mocniejszych słów. I szkoda, że polskie służby są tak delikatne. We Francji potraktowano by ich tak, jak na to zasługują.
Wracając do Tuska, to chyba teraz dotarło do niego, że czeka go orka na ugorze. Nawet jeśli on sam zrobi lub powie coś sensownego, to w blokach startowych czekają już ci mniej kumaci posłowie Platformy, którzy zrobią sobie zrobią coś głupiego i zadbają o to, by TVN 24 ogłosiła to światu. No i są geniusze w rodzaju Władysława Frasyniuka, którzy w każdej chwili powiedzą coś, co aż się prosi, by określenie facepalm zyskało wreszcie swój polski odpowiednik.
Donald Tusk wrócił, żeby wygrać z PiS-em. Ale może przegrać z opozycją.