Wszystkie materiały są udokumentowane fotografiami, na których widać wszystko, o czym dziennikarze donoszą. Dlaczego amerykańscy dziennikarze zmyślają i wypisują nieprawdę? Jest na to zapotrzebowanie.
TVN24 podał sensacyjną informację, że przed wylotem samolotu do Smoleńska 10 kwietnia generał Błasik pokłócił się z kapitanem Protasiukiem. Reporter TVN24 (był w krawacie, więc na pewno poważny) przekonywał, że scenę nagrała kamera przemysłowa, że są świadkowie, że film bada prokuratura i komisja Jerzego Millera. Pan z TVN24 informował, że być może słowa wulgarnej kłótni między wojskowymi poznamy dzięki specjaliście od czytania z ruchu warg.
W jednym rzędzie z TVN24 ustawiła się "Gazeta Wyborcza", która stwierdziła, że jest świadek, oficer BOR, który słyszał na własne uszy wulgarną kłótnię. Kres tym medialnym bredniom położył rzecznik Prokuratury Wojskowej, który stwierdził wprost, że żadnej kłótni nie było, że żadnego świadka nie było i że żaden specjalista od ruchu warg się nie przyda, bo filmu z kamery przemysłowej, o którym triumfalnie trąbiła TVN24, też nie ma. Jak po takiej wpadce traktować TVN24 i "Wyborczą"? Jak "Weekly World News" czy jako grupę dziennikarzy, których ktoś paskudnie oszukał? W takim razie kto oszukał i dlaczego doświadczeni redaktorzy dali się nabrać jak dzieciaki?