Lidii Staroń świat się załamał w marcu 2018 r. Pewnego dnia po prostu się obudziła się i poczuła, że nie umie ani mówić ani chodzić. Przyznała, że przepłakała całe trzy dni, a na jej chorobę nałożyła się jeszcze śmierć matki. Na kilka miesięcy zniknęła z poważnej polityki, przestała się pokazywać publicznie. - Na początku byłam załamana, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać, że muszę walczyć. Przecież właśnie to codziennie powtarzałam ludziom, że trzeba walczyć do końca i nigdy nie tracić nadziei! - mówi „Super Expressowi” i dodaje, że każdego dnia ciężko pracowała nad tym, żeby odzyskać sprawność. - Musiałam nauczyć się mówić na nowo… To cud, że stało się to tak szybko. Od samego początku wspierali mnie ludzie… Codziennie docierały do mnie dziesiątki listów, e-maili, telefonów, kwiatów, wiele ludzi przyjeżdżało do biura, zapewniało o modlitwie… - wspomina senator. Dziś stara się zapomnieć o chorobie i mimo przeciwności losu znów startuje do Senatu. Po raz kolejny z własnego komitetu jako kandydatka niezależna.
ZOBACZ TEŻ: Kim jest senator Lidia Staroń?
Najtrudniejszy czas na szczęście już za mną. Dziś pracuję na pełnych obrotach, ale wiem już, że trzeba żyć trochę inaczej, wolniej... Staram się znaleźć trochę czasu na odpoczynek, oddech… Chcę, żeby sił starczyło mi jeszcze na długo. Bo wciąż jest wiele do zrobienia, wciąż zbyt wiele osób czeka na moją pomoc. Moja siła pochodzi od ludzi – mówi przejęta Staroń.