Przez trzy dni odkąd pojawili się w szpitalu jednoimiennym na Szwajcarskiej w Poznaniu, nie mogli nic jeść. Taki czuli wstręt do jedzenia. Dostali pokoik trzy na cztery metry i spędzili w nim trzy tygodnie. Przez ten czas widywali tylko personel w specjalnych skafandrach i maskach. Dziś w rozmowie z nami opowiadają o swojej walce z koronawirusem. - Nie byliśmy podłączeni do respiratorów. Ja np. miałem lekkie duszności, kaszel, lekką gorączkę, ale nie straciłem węchu ani smaku. Byłem tylko mocno osłabiony, nie mogłem wziąć nic cięższego do ręki przez kilka dni. Można powiedzieć, że to była taka cięższa grypa – zaznacza nam senator Jan Filip Libicki.
Polityk bał się z początku o tatę, który z racji wieku mógł przecież o wiele ciężej przechodzić koronawirusa. Ale na szczęście były europoseł był wyjątkiem od reguły. - Po prostu nie miałem chorób współistniejących. W przeciwnym razie byłoby zapewne dużo gorzej. Oprócz zmęczenia miałem w pierwszych dniach 38 stopni gorączki – mówi z kolei Marcin Libicki. Obydwaj są już zdrowi, testy wykazały, że nie mają już wirusa i mogą spokojnie odpoczywać w domu. - Chcemy podkreślić, że bardzo wysoko oceniamy pracę personelu szpitala jednoimiennego w Poznaniu przy Szwajcarskiej i bardzo dziękujemy za pomoc – kwitują Marcin i Jan Filip Libiccy.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Odważne słowa Czarneckiego o Kaczyńskim: Wyznaczył mu datę końca