Tomasz Sekielski

i

Autor: AKPA Tomasz Sekielski

Sekielski z żalem o duchownych. "Liczyłem, że ktoś ze mną porozmawia" [WYWIAD]

2019-05-13 8:01

Faktycznie, istnieje taka opcja. Pomaga nam osoba, która ma kontakty w Stanach Zjednoczonych, a która jednocześnie wspomagała nas w procesie postprodukcji. Mamy nadzieję, że uda się zainteresować amerykańskie telewizje naszym filmem. Jednak nie wiem, czy nasza koncepcja się powiedzie. Na razie są to bardzo wstępne rozmowy, z których może nic nie wyjść - powiedział "Super Expressowi" dziennikarz oraz reżyser głośnego filmu o pedofilii w polskim Kościele Tomasz Sekielski.

Super Express”: – Od sobotniej premiery pana filmu o pedofilii w Kościele, nie cichną emocje. Wiele osób uderzyły słowa, które w wypowiedział w nim kapelan Lecha Wałęsy, przyznając się tym samy do pedofilii: „Była chwilka pieszczenia i wracaliśmy do swoich spraw”. Ksiądz Franciszek Cybula, bo jego mam na myśli, zmarł w lutym. Oczekuje pan, że były prezydent ustosunkuje się do jego słów?

Tomasz Sekielski: – Zapewne były prezydent w jakiś sposób będzie musiał odnieść się do wątku księdza Cybuli. Jednak myślę, że skupianie się na nim nie jest najważniejsze.

– A co jest dla pana najważniejsze w temacie pedofilii?

– Trzeba traktować problem pedofilii jako całość. Nie możemy odwracać głowy od istoty tej sprawy, czyli od ofiar. Najważniejsza jest opowieść i ból ofiar.

Temat podjęty w pana filmie przeszywa do bólu wagą problemu, z którym mierzą się bohaterowie, będący ofiarami księży molestujących ich w okresie od wczesnych lat dziecięcych do pełnoletności. Reakcje oprawców na konfrontacje z dorosłymi ofiarami są różne. Właściwie tylko jeden ksiądz wykazał skruchę. Reszta zdawała się sprowadzać swoje haniebne czyny z przeszłości do rangi błahych zdarzeń. Z czego wynika to trywializowanie pedofilii?

– Ciężko powiedzieć. Być może mamy do czynienia z pomieszaniem poczucia bezkarności i fałszywie pojmowaną lojalnością, z którą stykamy się w dużych „korporacjach”. Myślę, że te dwie rzeczy powodują, że poważne czyny są bagatelizowane i dochodzi do fałszywego tłumaczenia. Oczekujemy od duchownych, aby skupili się na swoich ofiarach, a niestety to się nie dzieje. Hierarchowie bardziej myślą o sobie. To niezwykle przykre.

Kolejny raz słyszymy, że papież Franciszek idzie na wojnę z pedofilią. Od 1 czerwca duchowni będą mieli obowiązek zgłaszania do Watykanu każdego przypadku molestowania nieletnich. Sceptycy twierdzą, że świeżo wydany dokument ustanawiający normy dotyczące walki z pedofilią w Kościele nic nie zmieni. Czy ta wojna nie jest więc iluzoryczna?
– Wszystko zależy od tego, jak zalecenia papieskie będą wprowadzane w życie. Wszystko zależy od tego, czy hierarchiczny Kościół zacznie rozliczać owych hierarchów. Jeżeli konkretny kapłan zostanie wskazany i poniesie konsekwencje swych czynów to uznam, że idziemy w dobrym kierunku. Jednak ważne jest to, aby konsekwencje ponieśli również ci, którzy albo udawali, że nic nie widzą, albo pomagali w tuszowaniu. Bez tego trudno mówić o rzeczywistym oczyszczeniu Kościoła z problemu, jakim jest pedofilia. Nie możemy wiecznie deklarować. Teraz jest czas na to, aby hierarchowie przeprowadzili uczciwy rachunek sumienia.

Po premierze filmu specjalne oświadczenie w tej sprawie wydał prymas Polski abp Wojciech Polak, który przeprosił ofiary, ale w filmie nie wystąpił. Uzyskał pan jedynie suche oświadczenie o tym, że władze kościelne: „otrzymują informacje o braku bezstronności” przy realizacji materiału, którego nikt pisząc to pismo jeszcze nie widział.

– Żałuję, że hierarchowie Kościoła nie zdecydowali się wziąć udziału w filmie. Liczyłem na to, że któryś z przedstawicieli społeczności kościelnej zdecyduje się, aby ze mną porozmawiać. Tak się jednak nie stało. Uważam, że gdyby ktoś zechciał się wypowiedzieć w filmie, byłoby to z korzyścią dla środowiska kościelnego. Jednak szanuję ich decyzję i pozostawiam ją osądowi widzów.

– Przejdźmy do bohaterów filmu. Bez nich historie, które widzimy w filmie być może nigdy by nie wyszły na światło dzienne, a wieloletnie traumy ofiar nadal żyłyby w ich sercach i duszach. Nie obawia się pan, że bohaterzy filmu, którzy mieszkają w różnych miejscach Polski będą stygmatyzowani z uwagi na to, że odważyli się publicznie powiedzieć co się stało?

– Mam nadzieję, że żadnego z bohaterów filmu nie spotkają nieprzyjemne konsekwencje związane z publikacją filmu. Jednocześnie muszę dodać, że bohaterowie mojego filmu podejmowali decyzję odnośnie wystąpienia zupełnie świadomie. Wiedzieli, co robią. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Nie mogłem zagwarantować, że nie spotkają ich żadne przykrości. Dałem moim bohaterom tyle czasu, ile było trzeba, aby zastanowili się, czy faktycznie chcą wziąć udział w całym przedsięwzięciu. Wierzę w to, że ludzie z ich otoczenia po obejrzeniu filmu zrozumieją z jakimi traumami musieli się mierzyć jego bohaterowie.

Wiele osób zauważyło, że w momencie, gdy ofiary spotykały się ze swoimi oprawcami twarzą w twarz nie dochodziło do scysji, czy awantur. Poszkodowani byli wycofani i kulturalni. Tak jakby mimo upływu czasu nadal bali się swoich oprawców sprzed lat. Niektórzy poszli dalej w swej ocenie uznając, że w polskiej tradycji i kulturze ksiądz jest prawie jak Bóg, więc odnosimy się do niego z ogromnym szacunkiem. Często nie wierzymy, że duchowny mógł zgwałcić.
– W tym przypadku mamy do czynienia z wieloma aspektami dotykającymi sfery psychologicznej. Pozycja księży i Kościoła też odgrywa tu dużą rolę. Jednak oglądając film, widzimy jasno, kto jest ofiarą, a kto jej oprawcą. Mimo że ludzie, którzy wystąpili w filmie są dorośli, to w zetknięciu z oprawcą nadal się boją. Przynajmniej w pierwszej fazie konfrontacji ofiary są bardzo wycofane, ale finalnie przełamują barierę, co jest szalenie odważne.

– Pojawiła się informacja dotycząca tego, że istnieje szansa na wyświetlenie pana filmu w serwisie Netflix. Rzeczywiście jest szansa na to, że trafi on do milionów widzów na całych świecie?

– Faktycznie, istnieje taka opcja. Pomaga nam osoba, która ma kontakty w Stanach Zjednoczonych, a która jednocześnie wspomagała nas w procesie postprodukcji. Mamy nadzieję, że uda się zainteresować amerykańskie telewizje naszym filmem. Jednak nie wiem, czy nasza koncepcja się powiedzie. Na razie są to bardzo wstępne rozmowy, z których może nic nie wyjść.


Rozmawiała Sandra Skibniewska