Otóż raper jak to raper napisał pieśń, w której dość krytycznie potraktował naszą gwiazdę. Napisał m. in., że jest "blacharą". Wygrał sprawę w pierwszej instancji, bo sąd uznał, że jest wolność słowa. Ale drugi sąd, Sąd Apelacyjny w Poznaniu, uznał, że musi jednak przeprosić za "blacharę". Sąd dokładnie powiedział raperowi, jak i gdzie ma przeprosić, ale nie kazał płacić 20 tys. zł, których chciała Doda. Sęk w tym, że raper Mieszko musi wydać na przeprosiny... 2 mln zł!!! Jak wyliczyła "Gazeta Wyborcza", tyle właśnie kosztowałoby rapera płatne umieszczenie przeprosin w miejscach, które wskazał sąd. I sęk drugi w tym, że sąd, wydając kuriozalny wyrok, nie miał pojęcia, że takie mogą być finansowe konsekwencje jego wyroku. I śmieszno, i straszno...
Inna sprawa, że ten wyrok, stojący w jawnej sprzeczności z wolnością słowa, nie ma najmniejszych szans utrzymać się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, ale tym poznańscy sędziowie może się nie przejmują.
W związku z tą sprawą przypomniała mi się buntownicza i prowokacyjna piosenka Kazika ze słowami "Wszyscy artyści to prostytutki...". Gdyby jakiś związek artystów wpadł na pomysł zaskarżenia go o ten utwór w polskim sądzie, to Staszewski mógłby już zacząć ukrywać majątek przed komornikiem...