"Super Express": - Rozmawiać bez Polski o Ukrainie to tak, jakby w sprawach Algierii, Libii, Tunezji, Maroka rozmawiać bez Włoch, Francji, Hiszpanii - powiedział minister Schetyna. Jako Ukrainiec jak pan odbiera te słowa?
Witalij Portnikow: - Brzmią nieco dziwnie, ale zakładam, że miał po prostu na myśli to, iż Polska jest silnie zaangażowana w sprawy Ukrainy jako jej sąsiad i sojusznik. Zabrakło być może precyzji, ale nie zakładam jakiejś złej woli wobec mojego kraju i braku zrozumienia dla statusu międzynarodowego państw, o których pan minister mówił. Nie sądzę, żeby zestawiając Ukrainę z Algierią, Libią, Tunezją czy Marokiem, chciał powiedzieć, że to była kolonia Polski i dlatego Warszawa rości sobie prawo do uczestniczenia w dyplomatycznych rozmowach wokół niej.
- Były rzecznik MSZ Ukrainy Wasyl Filipczuk uważa, że takie słowa powinny skończyć karierę Schetyny, bo przebija z nich nuta poglądów Władimira Żyrinowskiego. Czuć rękę tego rosyjskiego zadymiarza politycznego?
- Kiedy Władimir Żyrinowski mówi coś takiego, to wiadomo, że on tak naprawdę myśli i rzeczywiście w głowie brzmią mu neokolonialne sentymenty. Z kolei słowa ministra Schetyny to wyraz wagi wzajemnych polsko-ukraińskich kontaktów, które mają swoje głębokie historyczne korzenie. Zresztą, znając historię, nikt nie może twierdzić, że Ukraina była polską kolonią. Jej ziemie były integralną częścią Rzeczypospolitej, które funkcjonowały na równych zasadach jak pozostałe prowincje tego państwa - czy to Polska jako taka, czy Litwa.
Czytaj też: Pijane żony posłów PiS zrobiły AWANTURĘ w samolocie i prawie pobiły stewardessę?!
- Ale czy te słowa nie zostaną tak odebrane na Ukrainie?
- Warto wyjaśniać, że I Rzeczpospolita nie była imperium kolonialnym. Kijów czy Lwów miały takie same prawa, jak Wilno i Kowno czy Warszawa i Kraków i trudno przypisywać ministrowi Schetynie, że rości sobie prawo do wtrącania się metropolii w sprawy swojej byłej kolonii. Można jednak takie podejrzenia wysnuć wobec Rosji, która przez większość swojej historii była imperium kolonialnym. Ziemie ukraińskie miały tam zupełnie inny status niż w ramach I RP. Były podporządkowane Moskwie i Petersburgowi. Dlatego trudno mówić, że ktoś w Polsce może kierować się kolonialnym myśleniem.
- To niuanse, które dla zwykłych Ukraińców mogą być niezrozumiałe. Dla nich nie będzie to po prostu manifestowanie polskich pretensji do ingerowania w sprawy Ukrainy?
- No tak, pojawia się ten oto problem, że pan minister Schetyna nie mówi do profesorów, ekspertów czy studentów historii i jego słowa są słyszane nie tylko w Polsce. Docierają do szerokich mas społecznych na Ukrainie i zostaną zrozumiane tak, jak one brzmią. Dlatego warto, żeby pan minister publicznie sprecyzował, o co mu chodziło, by nie było niedomówień. Niestety, po głośnym wywiadzie Radosława Sikorskiego, w którym wspominał o propozycji rozbioru Ukrainy złożonej przez Władimira Putina polskiemu rządowi, mamy do czynienia z drugą dyskredytującą wypowiedzią, która wychodzi z kręgów polskiej dyplomacji. Nie jest to przyjemne ani dla Polaków, ani dla Ukraińców. Co więcej, podobne wypowiedzi dają ogromne pole do popisu rosyjskiej propagandzie. Aby nie dawać jej takich prezentów, warto trzymać się dyplomatycznego ABC i wypowiadać się precyzyjniej i w sposób bardziej przemyślany.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail