Cztery dni temu Komisja Europejska ogłosiła, że nakłada na Polskę karę w wysokości 79,9 mln euro (około 330 mln zł). Komisja chce, żebyśmy oddali pieniądze, które lata temu dostaliśmy na rolnictwo. Powodem kary były podobno "niewystarczające kontrole wniosków o wsparcie w ramach Wspólnej Polityki Rolnej". Na marginesie, zauważyli Państwo znaną, ale doprowadzoną do krańcowej doskonałości metodę stosowaną w UE? Ta genialna metoda brzmi: nikt ma nie wiedzieć, o co właściwie chodzi. Tak zagmatwać, tak zamącić, takie zastosować prawne i słowne łamańce, żeby nikt nie mógł się połapać. I do tej pory trwa spór, czy tę karę chcą od nas wyegzekwować z powodu nieumiejętności rządu PO, czy PiS, czy też może SLD, bo przedział czasowy otwiera się już w roku 2004. Trwa więc przerzucanie winy, ale zanim nasi politycy zaczęli się wgłębiać w istotę sprawy (a w przypadku bełkotu UE nie będzie łatwo), głos zabrał cztery dni temu Donald Tusk.
Premier powiedział, "Złożyliśmy odwołanie, będziemy odwoływać się od tej kary, która chyba jest zdecydowanie za wysoka". Zaprawdę, lepiej było nie mówić nic. Oto premier dużego europejskiego kraju, jak dziecko uczące się sztuki negocjacji mówi, że "kara jest chyba zdecydowanie za wysoka". Zamiast przedstawić na początku twarde argumenty z odwołania, którego - jak rozumiem - celem jest wytłumaczenie Komisji Europejskiej, że żadnej kary Polska płacić nie powinna, nasz premier powątpiewa nawet publicznie, czy kara nie jest za wysoka, mówiąc "chyba". Taka dyplomacja to po prostu kompromitacja. Panie Premierze, jest za co podziwiać Woody'ego Allena, ale nie za męstwo.