W drugiej połowie ubiegłego roku na ekranach telewizorów pojawił się Jerzy Buzek, mówiąc sympatycznym głosem: "Przez ostatnie cztery lata Polska rozwijała się tak dynamicznie dzięki funduszom unijnym, ale te pieniądze niedługo się skończą. Właśnie zaczynamy batalię o budżet, w tym pieniądze dla Polski na kolejne 7 lat". Potem kamera przesuwa się na Janusza Lewandowskiego, komisarza do spraw budżetu Komisji Europejskiej: "Chodzi o miliardy, nawet o 300 miliardów złotych, to tyle, że moglibyśmy wybudować 50 tysięcy przedszkoli albo 430 nowoczesnych szpitali". Następnie Radosław Sikorski: "O tym są te wybory, o pieniądzach dla Polski i kto zdobędzie ich więcej. Dlaczego uważamy, że zrobimy to lepiej? Bo mamy mocną drużynę i umiemy skutecznie negocjować". Kończy premier Donald Tusk, przekonując: "Nasza przyszłość zależy od tego, czy wywalczymy te pieniądze i jak dużo ich wywalczymy. Wszyscy wiemy, że nikt tego za nas nie zrobi". Na końcu sympatycznego filmiku dowiadujemy się, że powinniśmy głosować na Platformę Obywatelską.
My (jako naród) głosowaliśmy na Platformę Obywatelską, i to z wielu różnych powodów, nie tylko z powodu tego zręcznego filmu, ale z jego powodu zapewne także. Platforma wygrała. Gdzie są pieniądze? Szukałem w wielu miejscach, w wielu różnych gazetach. Trop się urwał. Ale w bardzo ciekawym miejscu. W "Dzienniku Wschodnim" na spotkaniu ze studentami już po wyborach Janusz Lewandowski pytany o 300 miliardów złotych odpowiedział: "Brałem udział w tych nieco durnych klipach, ale to była kampania". Dodał z nadzieją: "Nie oznacza to jednak, że obiecanych pieniędzy nie ma. O ile wspólnota się nie rozleci, to możemy zdobyć nawet większe środki". Cudowna, wspaniała, zaskakująca powyborcza szczerość!