Wiem, że numer z przebierankami jest stary jak świat, ale w dzisiejszych czasach jest wciąż aktualny i wciąż wiele osób bawi do łez. Weźmy choćby "Pół żartem, pół serio" kultową komedię Billy'ego Wildera z Marilyn Monroe. Pamiętacie Państwo, jak Tony Curtis i Jack Lemmon zadarli z mafią i żeby przeżyć, musieli przebrać się za muzykujące kobiety? Bezcenne.
Ta kwadratowa szczęka Lemmona, te jego wielkie męskie łapska, te plecy, biodra, łydy i to wszystko wtłoczone w damskie ciuchy i przykryte makijażem. Patrzę na to i zaraz się śmieję. To działa do dzisiaj.
Nieważne, jak człowiek jest wykształcony, jak nowoczesny i oczytany - musi parsknąć, choćby miał do siebie pretensję. Albo z polskiego kina "Poszukiwany, poszukiwana" i Wojciech Pokora, który uciekając przed milicją, udawał gospodynię domową. Pokora, który gra Marysię, sprawia, że skręcam się ze śmiechu.
Genialny aktor, genialny film Barei, te przebieranki i bas Mieczysława Czechowicza "Marysiu, ja się z Marysią ożenię". Jedna z najlepszych polskich komedii. Ten motyw przebieranek jest oczywiście uniwersalny, natomiast zawsze facet przebiera się za kobietę w określonym celu. Albo chce od czegoś uciec, albo chce coś zdobyć.
Prawie zawsze mu się udaje, choć ceną, jaką musi za to zapłacić, jest śmieszność. Bardzo kulturalni ludzie potrafią ten śmiech maskować, mnie, jak patrzę na przebierańców, wychodzi to średnio. Cóż, "nobody's perfect".
Sławomir Jastrzębowski: To nie jest tekst o Annie Grodzkiej
2013-02-01
9:00
Na początku chciałem powiedzieć, że nieprawdopodobnie śmieszą mnie faceci przebrani za kobiety. Patrzę na taką osobę i nie mogę powstrzymać się od parsknięcia. Tłumię ten śmiech, staram się go cywilizować, przekształcić w uśmiechnięcie, grymas warg, ale mi nie wychodzi. Przebieranki śmieszą mnie, jak kiedyś gmin błazenada komedii dell'arte.