Sławomir Jastrzębowski: TERRORYZM lekarski

2012-07-03 4:00

Lekarze nie doszli do porozumienia z urzędnikami z NFZ i Ministerstwa Zdrowia odnośnie do kar za niewłaściwe wypisywanie leków refundowanych. W związku z tym zebrali się i sami sobie wytłumaczyli, że to, czego ich uczono o samych podstawach zawodu, ale także misji bycia lekarzem, jest nieważne (ponieważ pieniądze są ważniejsze). Pierwszą zasadą lekarza jest przecież hipokratejskie: po pierwsze nie szkodzić.

Powszechny bunt lekarzy, który jak zwykle w tym środowisku ma swoje przyczyny wyłącznie ekonomiczne, uderza tymczasem z całą siłą wyłącznie w pacjentów i tylko w pacjentów. Dla NFZ i Ministerstwa Zdrowia ten bunt jest nawet finansowo korzystny, bo leki bez refundacji to gigantyczne oszczędności dla budżetu.

Lekarze nie chcą ponosić odpowiedzialności, dlatego w efekcie chcą dotkliwie ukarać pacjentów. Perfidia, barbarzyństwo ich planu polega na tym, że bunt dotyka tylko najgorzej sytuowanych chorych ludzi. Tych bogatszych stać na wykupienie leków za pełną sumę. Lekarze mają nadzieję, że gnębiąc najbiedniejszych chorych wymuszą korzystne dla siebie zmiany. Ta sytuacja jako żywo przypomina branie zakładników przez terrorystów.

Smutne i przerażające zarazem jest to, że środowiskiem lekarskim, jego samorządami rządzą, albo na nie silnie wpływają, ludzie, którzy pacjentów traktują bardzo instrumentalnie. Wizerunek lekarza korumpowanego przez firmy farmaceutyczne czy kierującego pacjentów ze szpitala do swojego prywatnego gabinetu bądź przyjmującego ciężarówkami whisky, koniaki, zegarki i koperty bez listów jest niesprawiedliwy i krzywdzący dla wielu wspaniałych lekarzy. Ale taki właśnie wizerunek - chciwego, bezdusznego medyka utrwalany jest przez bunt związany z niewypisywaniem recept na leki refundowane.

Może trzeba starannie dobierać przywódców w lekarskich samorządach?