Tak się jakoś złożyło, że fundatorami nagrody są "Gazeta Wyborcza" i fundacja wydawcy "Gazety Wyborczej". Ale nie można z tego wyciągać daleko idących wniosków, bo niby jakie? Powieść to przygody - tak w dużym skrócie - pani, która nazywa się Tabor, a tak naprawdę jest chyba Bator. I ona przyjeżdża do swojego rodzinnego Wałbrzycha, a tam bardzo strasznie jest ogólnie. To w skrócie. Książkę warto przeczytać, ponieważ silnie wzrusza - po lekturze lałem łzy nad zmarnowanym czasem. Siłę jej obrazowania porównać można do mocy pijanego oseska w apogeum grypy jelitowej, a oryginalność powieści do oryginalności okazjonalnych wypowiedzi Michnika na temat Kaczyńskiego, ewentualnie Macierewicza.
Ale książka nagrodę "najki" (być może pisze się inaczej) od "Gazety Wyborczej" może dostała jeszcze za coś innego? Z powieści wychyla się bowiem Polska straszna i straszni w niej męczą nas Polacy. Tymczasem pani Bator już po powieści i po 11 listopada błysnęła krótką formą, mówiąc: "Ja się wstydzę, że jestem Polką" i "To jest straszny kraj, w którym do władzy dochodzą osoby, które są psychotycznymi szkodnikami napełnionymi nienawiścią i resentymentem". Nie wiem czemu, ale podejrzewam, że nie chodziło jej o ludzi obecnie sprawujących władzę.
Wiem jednak, że wybitny poeta Jarosław Marek Rymkiewicz nie tak dawno temu twierdził, że redaktorom "Gazety Wyborczej" zależy na tym, żeby Polacy przestali być Polakami, ponieważ ci redaktorzy są - mówił poeta - duchowymi spadkobiercami antypolskiej Komunistycznej Partii Polski. Za te słowa sąd kazał poecie przepraszać. A skoro sąd tak uznał, to znaczy, że takie jest stanowisko sądu.