Sprawę całą wyjawiła światu posłanka Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska w "Rzeczpospolitej". Otóż w zbliżających się wyborach na pięciu kandydatów z czołówki listy PO muszą być dwie kobiety. A gdyby akurat nie było przez przypadek tylu godnych i chętnych kobiet?
Przeczytaj koniecznie: PiS - 31 procent poparcia, PO - 33, 2 proc. Polacy znudzili się rządami Platformy Obywatelskiej?
Mają być i basta. Szykuje się więc łapanka. Kobiety, które nie będą chciały iść do parlamentu, teoretycznie będą najpierw przekonywane przez PO, żeby jednak poszły. Ale my już znamy takie przekonywania. Oby tylko nie skończyło się scenami przemocy, porywaniem, zastraszaniem, mamieniem i obiecywaniem korzyści materialnych. Oczywiście pani Kidawa-Błońska to mądra kobieta, więc dystansuje się od pomysłu własnej partii.
Nie mówi wprost, że pomysł jest głupi, bo nie od tego jest politykiem, żeby mówić wprost. Mówi, że nie jest zwolenniczką parytetów, co oznacza, że pomysł jest głupi. No, ale trzeba go wykonać. Taki jest dyktat pseudonowoczesnego kretynizmu. Zastanawiam się, co jeszcze w naszym mądrym kraju uda się przeforsować naszym mądrym feministkom. A weźmy sport. Przecież to hańba i dziadostwo, że są konkurencje i drużyny damskie i męskie.
W każdym na przykład klubie piłkarskim powinno być co najmniej z pięć kobiet na boisku. I wszystkie mogą być z Platformy. Że co? Że kibice nie chcieliby oglądać kabaretu zamiast poważnych zmagań? A Sejm parytetowy, to co? Przecież to trzeba będzie oglądać!