Przegraliśmy tę żałobę. Przegraliśmy jako wspólnota. Podzieliliśmy się jeszcze bardziej niż przed 10 kwietnia 2010 roku. Nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z katastrofy. Nie mamy lepszych procedur, samolotów, nie mamy więcej rozsądku...
Dziś już wiemy, że do tragedii w Smoleńsku doszło z powodu wielu czynników, ale jednym z ważniejszych była wszechobecna bylejakość i jakaś wiara w cudowne, znane z Żeromskiego "jakoś to będzie". Okazało się, że w lotnictwie nie ma "jakoś to będzie". Dramatu dla całego kraju można było uniknąć na wielu różnych poziomach. Trzeba było tylko podjąć kilka odważnych decyzji. Ludzie, którzy mogli to zrobić, pewnie się bali. Byli po naszej i po rosyjskiej stronie. To już właściwie wiadomo.
Patrz też: Polacy MAJĄ DOŚĆ ŻAŁOBY smoleńskiej i uważają, że czas ją skończyć
Wiadomo, że katastrofa mogła nas zjednoczyć, ale każda z politycznych stron i usługujący im publicyści robili wszystko, żeby dramat wygrać wyłącznie dla siebie i dla swoich środowisk, żeby go zawłaszczyć. Przez rok obserwowaliśmy więc na polskim podwórku grę, w której nie było świętych. Były za to zaniedbania, pomówienia, oskarżenia i ciosy poniżej pasa.
Minął rok. Czas kończyć opłakiwanie zmarłych. Sprawę trzeba jednak wyjaśnić, bo tego nie zrobiliśmy. Trzeba też pomyśleć o 96 osobach, które zginęły w Smoleńsku. Gdyby żyły, to co robiłyby dziś? I może zacząć to za nich robić?