Artystka z Nowego Orleanu Candy Chang straciła niespodziewanie matkę. Pogrążona w bólu myślała o przemijaniu, śmierci i czasie, który jest nam dany, a zawsze - choć nie chcemy sobie tego uświadamiać - jest to czas skończony. Z opuszczonego, brzydkiego budynku w Nowym Orleanie zrobiła wielką tablicę z napisami "Zanim umrę, chcę ". Na domu-tablicy zostawiła mnóstwo miejsca, żeby ludzie kredą (którą też zostawiła) mogli wpisywać swoje marzenia.
Amerykanie mają mniejsze od nas opory w wyrażaniu emocji. Pisali więc chętnie i różnie, poważnie i żartobliwie. "Zanim umrę, chcę być sądzony za piractwo", "Zanim umrę, chcę usiąść okrakiem na linii zmiany daty", "Zanim umrę, chcę komuś przyjść z odsieczą", "Zanim umrę, chcę ją jeszcze raz przytulić". I tak dalej, i tak dalej. Dom-tablica zamienił się w miejsce o krzepiącej mocy. Oto każdy przechodzień stawał przed bardzo konkretnym dylematem. Co jest dla mnie najważniejsze? Najważniejszy w życiu jest czas, który mamy, żeby wykorzystać go na dobre relacje z innymi ludźmi - artystka podsuwała swój sposób na rozwiązanie dylematu. "Myślenie o śmierci wskazuje sens życia" -mówi Candy Chang w filmie na stronie Ted.com.
Każdy musi znaleźć swój sens, a piątkowy koniec świata (to chyba drugi w tym roku absolutnie pewny koniec świata) daje nam doskonały pretekst do uporządkowania hierarchii wartości. Już wczoraj poprosiliśmy naszych Czytelników o dokończenie zdania: "Przed końcem świata chciałbym ". To coś więcej niż zabawa. Gdyby jednak w piątek świat się nie skończył (co teoretycznie jest możliwe), zawsze po tej niby-zabawie zostanie nam w głowach i sercach to, co chcemy jeszcze w życiu zrobić. To się przyda.