Czasem byle drobiazg potrafi wprowadzić człowieka w stan zwiewnej melancholii. Na przykład taki byle drobiazg, jak tygodnik "Polityka". Wprowadzony w ten stan człowiek zadaje sobie pytanie: czy wszystko na tym świecie musi schodzić na psy? Kiedyś tygodnik ten, tworzony przez nawet myślących komunistów (zdarzali się tacy), trzymał pewien poziom w zakresie formy, standardów dziennikarstwa, a nawet potrafił występować w słusznych sprawach. Kiedyś. Teraz zajmuje się często celebrytami, szołbiznesem, obroną ludzi znanych z tego, że są znani, i prasą popularną. Żeby była jasność, nie mam nie przeciwko temu, że "Polityka" zajmuje się celebrytami i szołbiznesem. Przecież to tematy nośne, ważne, takie, których czytelnik "Polityki" autentycznie pragnie.
Redaktor naczelny Jerzy Baczyński zatracił jednak kompletnie dbałość o formę, o dziennikarskie standardy, a wreszcie o zwykłe myślenie. "Polityka", znana ze swojej poprawności politycznej, teoretycznie brzydzi się językiem nienawiści. Używa go jednak, kiedy chce kogoś zdyskontować. Słowo "brukowiec" jest niczym innym, jak językiem nienawiści, a jednak ukazało się na pierwszej stronie tegoż tygodnika. Mam mimo wszystko nadzieję, że takie słowa, jak "pedał", "czarnuch", dokładnie tak samo pogardliwe, nie będą w tym pisemku drukowane.
W najnowszym numerze "Polityki" red. Ćwieluch starał się opisać świat tabloidów tak, jak go rozumie. Pewien adwokat rozpacza więc w tekście, że celebryci dostają w sądach za mało pieniędzy, kiedy się obrażą na dziennikarzy. Fakty są takie, że obrażony celebryta może dostać w Polsce od litościwych sądów kilka razy więcej pieniędzy niż rodzina zwykłego człowieka za jego śmierć. Mam na to dowody. Oczywiście rozumiem, że pan adwokat chciałby może chodzić w garniturach od Ermenegildo Zegny, a nie od Hugo Bossa, więc rozpacza. Nie łączę się z nim w smutku.
Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Obywatelu! Masz jeszcze jakieś pieniądze? Spokojnie, oni je roztrwonią!
Redaktor Ćwieluch daje też popis swojej totalnej niekompetencji, myląc imię męża Marty Kaczyńskiej, z Marcina Dubienieckiego robiąc Macieja. Niby drobiazg, ale chyba ktoś to po Ćwieluchu czytał, redagował, ktoś to puścił do druku? Lekko zabawny jest fakt, że red. Ćwieluch pytał pisemnie przed swoim artykułem, jak "Super Express" weryfikuje informacje. Zabawny o tyle, że sam Ćwieluch pokazał, że swoich informacji nie weryfikuje, bowiem zamieścił kłamliwe słowa Wojewódzkiego dotyczące mojej osoby. Wojewódzki twierdzi w "Polityce" z całą pewnością, że ja osobiście postanowiłem zdemaskować go jako geja, że "obiecał sowite honorarium każdemu, kto zrobi mi zdjęcie w objęciach mężczyzny". To ordynarne kłamstwo.
Pytanie do Ćwielucha i jego szefów: a jak zweryfikowaliście słowa Kubusia? I czy stosujecie najbardziej podstawowy standard w dziennikarstwie, czyli czy zapytaliście drugą stronę? Nie zapytaliście, bo pisaliście i wydrukowaliście świadomie tekst z kłamstwami i pod waszą dość obrzydliwą tezę. Cóż, "Polityko", właśnie udowodniłem ci, że jesteś zwykłym szmatławcem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail