A o co konkretnie chodzi? O nieszczęście zwane parytetami. W Warszawie skończył się Europejski Kongres Kobiet, o którym "Super Express" informował. Kobiety pochwaliły, a część mężczyzn im przyklasnęła, fakt, że na listach do Sejmu musi być odpowiedni procent kobiet i już. Że nie może ich być mniej, niż właśnie określony procent. Mnie się to wydaje oczywiście uwłaczające.
Po pierwsze, uwłaczające dla kobiet. Bo przecież moim zdaniem, może być ich nawet 100 procent na tych listach i w Sejmie jeśli tylko chcą, mają takie potrzeby, kompetencje i ludzie będą na nie głosować.
Po drugie, uwłaczające dla ambitnych mężczyzn, bo jak znajdzie się załóżmy mądry mężczyzna, który chciałby kandydować, ale z powodu nieodpowiedniej płci nie będzie mógł, to co on zrobi? Pójdzie do chirurga i powie szczerze: panie doktorze, penis przeszkadza mi w karierze, mógłby pan chlasnąć, to może dostanę się do Sejmu, choć nie jako Krzysztof, tylko Krystyna...
Czy postępowe kobiety będą zadowolone z masowego chirurgicznego pozbywania się męskości dla kariery? Może zamiast parytetów odrobinę szacunku dla facetów?