Andrzej Pęczak dostał 3 lata i osiem miesięcy więzienia bez zawieszenia. Takie rzeczy u nas w kraju? Zastanawiające. A gdzie koledzy? Znikąd ratunku? Sprawa jest bardzo stara i jeszcze bardziej warta przypomnienia, gdyż niczym średniowieczny moralitet niesie ze sobą pewne uniwersalne przesłanie...
Przeczytaj koniecznie: Były baron SLD Andrzej Pęczak skazany
Andrzej Pęczak może nie był wielki wzrostem (właściwie na pewno), ale ambicjami górował nad otoczeniem. W młodości zręcznie brylował w Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, aby nieco później prawdziwych szlifów nabrać w PZPR. Piął się, piął i piął w różnych strukturach, znał coraz więcej ludzi i coraz więcej ludzi znało jego. Został wojewodą łódzkim, posłem, aby wreszcie osiągnąć najwyższą w naszym kraju funkcję, funkcję Załatwiacza. Gdy ktoś poważny potrzebował załatwić coś poważnego, mógł się zgłosić właśnie do Andrzeja Pęczaka. Na przykład Marek Dochnal potrzebował różne rzeczy załatwiać i dlatego Pęczakowi pożyczył na stałe dość "wypasionego" szybkiego mercedesa, żeby Pęczak mu szybciej załatwiał.
Kiedy przez prokuratora noga powinęła się Pęczakowi i poszedł do aresztu, wtedy wykluczono go z SLD i klubu parlamentarnego. Wczoraj skazano go za stare grzeszki, otóż między innymi przez naszego Załatwiacza z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska lat temu 11 wyparowały na bezsensowne cele 42 mln zł. Część poszła na pożyczkę dla "króla żelatyny" Kazimierza Grabka. Jaka wypływa z tego nauka? Że człowiek w nieszczęściu jest jednak sam. Nawet jeśli ława oskarżonych jest długa...