Niesiołowski znany jest z tego, że publicznie obraża swoich adwersarzy. Liczba wyrzucanych przez niego kalumnii jest przerażająca. Ponieważ jest jednak członkiem rządzącej partii, zdaje się korzystać z parasola ochronnego, który rozkłada nad nim sam premier, tytułując go "naszym Stefanem". Platformie nie przeszkadza przy tym jednoczesne potępianie języka nienawiści przez zatroskanego Michała Boniego i czynne uprawianie go przez Niesiołowskiego. Orwell to przewidział i nazwał dwójmyśleniem.
W maju tego roku Niesiołowski przekroczył wszelkie granice. Odpychając kamerę jednej z dziennikarek przed Sejmem, krzyczał do niej "Won stąd. Won do PiS-u". Kiedy został przez "Super Express" skrytykowany w artykule "Wścieklizna", w którym wizerunek posła został przedstawiony w fotomontażu jako agresywnego rottweilera, zapowiedział sprawę sądową.
Dobrze. Jesteśmy przygotowani i zdeterminowani, by bronić wolności słowa przed politykami wszelkiej maści przed wszelkimi możliwymi sądami. Niesiołowski zrobił jednak rzecz, której nie puścimy płazem. W jednej z telewizji obrażony na naszą krytykę porównał gazetę z "hitlerowskimi gadzinówkami". Za to absolutnie haniebne porównanie pozwaliśmy Niesiołowskiego, żądając przeprosin i 33 tysięcy złotych na Caritas.
Jako człowiek żyjący z prasy znam dobrze historię "Der Stuermera" i jego głupiego redaktora naczelnego Juliusa Streichera (naprawdę był głupi, IQ 106). Znam jego obrzydliwą nienawiść do Żydów i sprawiedliwy koniec na szubienicy po procesie norymberskim. To, co pan zrobił, panie Niesiołowski, poprzez swoje porównanie, jest wstrętne i zrobię wszystko, żeby musiał pan za to przeprosić. "Super Express" nie będzie tolerował chamstwa polskich polityków. Nie za to wam płacimy. Panie Niesiołowski, pozew trafił wczoraj do sądu.