Na Jacka Paszkiewicza można w tej chwili zrzucić wiele, bo, po pierwsze, nie jest już prezesem, a po drugie, nie tylko w mojej ocenie był prezesem słabym. W tej sprawie chodzi jednak o inny ważny i godny napiętnowania mechanizm.
Każda grupa zawodowa ma w demokracji prawo do walki o swoje interesy. Takie prawo mają też oczywiście lekarze. Czy mają jednak prawo w tej walce posługiwać się pacjentami jak zakładnikami? Przecież akcja protestacyjna lekarzy, ten właśnie rodzaj buntu uderzy przede wszystkim, najmocniej i bezpośrednio w najuboższych pacjentów, których z dnia na dzień nie będzie stać na wykupienie pełnopłatnych leków.
Oto potrzebujący cierpiący pacjent idzie z receptą do apteki i dowiaduje się, że za lekarstwa musi zapłacić sumę, na którą nie jest przygotowany, kwotę, na którą go nie stać. Co ma zrobić? Lekarze mogą oczywiście powiedzieć: nie mamy innych możliwości wywierania nacisku na NFZ. Czyżby? Poza tym czy taka forma protestu nie kłóci się z lekarską misją? Czy pacjenci, którzy bardzo liczą na pomoc lekarzy, nie stają się w ich rękach kartami, którymi grają w swoją ekonomiczną grę? Chcę być dobrze zrozumiany, nie namawiam lekarzy, żeby rezygnowali ze swoich praw. Twierdzę jednak, że w tej walce nie wolno im traktować chorych i potrzebujących ludzi jak przedmioty.