O ile afera hazardowa dotyczyła wielkiej polityki i wielkich graczy, tajnych spotkań na cmentarzach i słynnych służalczych słów Chlebowskiego do biznesmena Sobiesiaka: "Na dziewięćdziesiąt procent, Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem", o tyle mechanizm afery wałbrzyskiej znany jest wielu polskim samorządowcom i przedsiębiorcom.
Prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski przyszedł do Wojciecha Czerwińskiego, wiceprezesa Miejskiego Zarządu Budynków, po pieniądze. Po pieniądze na kampanię polityczną przyszedł w zasadzie do podwładnego. Rozmowa była obrzydliwa. Została nagrana.
- I co, myślałeś coś? - pyta Czerwiński.
- Kurczę, coś tak. Za dużo ci nie dam, tysiąc pięćset - odpowiada Czerwiński.
- Co ty kurde, na waciki?
- Mówię ci, że nie mam kasy. Poza tym k Piotr, przyjąłeś mnie tu na fachowca do cholery, co nie?
- No dobrze, ale ja podjąłem pewne działania, jakieś nagrody, zastanów się - kończy pogadankę ówczesny prezydent Wałbrzycha.
Sprawa wymuszania pieniędzy od podwładnych trafiła do prokuratora, a ten cóż mógł zrobić, skoro jest apolityczny? Musiał umorzyć z braku dowodów! Stwierdził, że rozmowa była amoralna, ale zarzutów nie mógł postawić, bo nie dopatrzył się żadnych gróźb.
Może ja się nie znam, ale według mnie słowa prezydenta o nagrodach dla podwładnych są wyjątkowo słabo zakamuflowanym naciskiem, czyli właśnie groźbą. A jednak polityk Platformy Obywatelskiej nie poniesie konsekwencji. Dlaczego?
Może odpowiedzią są słowa z dzisiejszego wywiadu "Super Expressu" z byłym sędzią Trybunału Konstytucyjnego Wiesławem Johannem: "Przyznam jednak, że mechanizmy wymiaru sprawiedliwości w Polsce są niestety lekko wypaczone przez aktualną sytuację polityczną. Niestety, panują reguły dość prymitywnej gry politycznej: swojego wybronić, a przeciwnika pogrążyć".
W takiej żyjemy Polsce. W kraju bezkarnie wypiętrzającego się dywanu.