Śmiem bezczelnie twierdzić, że Kaczyński nigdy by się na powrót Dorna nie zgodził, gdyby nie kłopoty z uciekinierami z PiS. Kaczyński po prostu potrzebował dla ratowania wizerunku pokazać, że do niego się wraca, że on przyjmuje, że nie tylko uciekają. Sprytne, jakiś łebski pijarowiec zasłużył na premię.
A teraz część druga, czyli w tytule pierwsza. Czy Joanna Kluzik-Rostkowska może zastąpić Jarosława Kaczyńskiego na polskiej scenie politycznej? Maglowaliśmy ją w redakcji "Super Expressu" przez kilka godzin, więc uczciwie muszę powiedzieć: nie wiem. Ma w sobie siłę, ale może jej nie wystarczyć, ma w sobie magnes przyciągający ludzi, ale może być za słaby, ma umiejętność analitycznego myślenia, ale czy jej zespół będzie odpowiednio zdeterminowany i pracowity? Nie wiem. Na pewno ma zalety, których Kaczyński nie ma i nie będzie miał. Na pewno nie ma politycznego okrucieństwa swojego byłego szefa. A z tym okrucieństwem i bezwzględnością jest jednak tak, że w polityce bywają niezbędne, jeżeli chce się zarządzać wielkimi strukturami. To kilka najbliższych miesięcy zdecyduje o przyszłości Kluzik-Rostkowskiej. A Pan, Panie Dorn powinien jej podziękować.