Jest w śmierci generała coś niepokojącego. Choćby termin. Czas wyludnionego miasta, czas braku świadków. Czy brak jednoznacznego motywu. Miał dla kogo żyć, miał wspaniałą żonę i dzieci, które teraz właśnie najbardziej potrzebowały ojca. Był postacią równie barwą, co kontrowersyjną, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Dawno zaakceptował meandry swojej biografii.
Zaskakująca śmierć generała mnoży hipotezy i spekulacje. Także obawy. Oto znany opozycjonista, polityk, wykładowca akademicki Romuald Szeremietiew po śmierci gen. Petelickiego deklaruje publicznie, że jest zdrowy i nie chce popełnić samobójstwa. Trudno powiedzieć, na ile jego słowa są odzwierciedleniem braku wiary w samobójstwo generała, a na ile zwróceniem uwagi na pewien problem współczesnej Polski.
Mamy całą serię samobójstw, w które opinia publiczna - a przynajmniej duża jej część - zwyczajnie nie wierzy. Wystarczy przywołać tajemnicze zgony ludzi zamieszanych w morderstwo Olewnika czy śmierć Andrzeja Leppera. Nie mam podstaw do formułowania tezy, że generał Petelicki został zabity w garażu swojego apartamentowca, ale wiem, że oprócz Szeremietiewa w Polsce sporo ludzi ma podstawy do publicznego deklarowania: "Jestem zdrowy, nie chcę się zabić". Tak na wszelki wypadek...