Skoro jestem na wolności, to może i łódzki prokurator też by się mną zainteresował, bo znów mnie korci, żeby o naszych stróżach prawa napisać coś nie do końca wzniosłego. A z jakiego powodu możemy się dziś ponatrząsać z mundurowych z Łodzi?
Otóż redaktor Edward Mazurkow z "Expressu Ilustrowanego" napisał lat temu trzy krytycznie o pewnym aspirancie, któremu zdarzyło się napić i pozderzać samochodem, oraz o innym, też łódzkim policjancie, który chyba musiał iść na emeryturę, bo zbierały się nad nim jakieś chmury związane z naruszaniem nietykalności cielesnej i inne drobiazgi.
Artykuły ukazały się w Internecie, a pod nimi obrzydliwe komentarze szkalujące dziennikarza. Upierdliwy Mazurkow stanął na głowie i dowiedział się, skąd owe komentarze pochodzą i z jakiego zostały napisane komputera.
Teraz będzie najlepsze: z komputerów Komendy Miejskiej Policji w Łodzi, z których korzystali szef policji lub jego dwóch zastępców! Hmm. Się chłopaki zabawiają w tej Łodzi! Sprawą zajął się prokurator (też łódzki), ale niestety nic nie mógł biedny zrobić, bo chociaż ustalono, z których komputerów wpisywano obrzydliwe komentarze, to przecież nie można było nikogo oskarżyć.
Czemuż nie można było nikogo oskarżyć, skoro wiadomo przecież, że ze służbowych komputerów szefów komendy miejskiej te plugastwa wypisywano? Bo przecież nie wiadomo, kto to zrobił! Innymi słowy (wyobrażają sobie Państwo?) przy służbowych komputerach łódzkich policjantów może sobie ktoś po prostu usiąść i majstrować!
I nie wiadomo, kto to! Wczoraj dziennikarz wygrał cywilny proces z policją o zniesławienie. Jedno jest pewne - zniesławiały go jakieś głupole.
Sławomir Jastrzębowski: I jak się nie nabijać z policji?
2012-05-09
9:33
Nie tak dawno napisałem, że policyjni antyterroryści z Katowic, którzy skatowali niewinnych ludzi, nie są jacyś przesadnie mądrzy, i z tego powodu teraz zajmuje się mną prokurator katowicki.