Sławomir Jastrzębowski

i

Autor: archiwum se.pl

Sławomir Jastrzębowski: Grzebanie w życiorysie sędziego Tulei

2013-01-18 8:43

Było to tak. Sędzia Tuleya, ogłaszając wyrok w sprawie umiłowanego przez lewactwo lekarza łapówkarza Mirosława G., zaskoczył wszystkich swoim uzasadnieniem, które w istocie trąciło niesmaczną polityczną publicystyką. Legalne działania CBA porównał do "metod stalinowskich", czym oburzył wiele żyjących ofiar prawdziwego stalinizmu. Następnie sędzia postanowił pobrylować w mediach, gdzie, jak mówią złośliwi, nieco celebrycił. Celebrycenie sędziego zaszokowało i prokuraturę i wielu sędziów.

Sam sędzia Tuleya stał się natomiast rodzajem bohatera dla lewackich, prorządowych mediów. I tu zaczyna się najważniejsze. Otóż zasady cywilizowanego świata dotyczące bohaterów są niezmienne od tysiącleci. Lud, opinia publiczna żąda informacji o bohaterach. Z tego powodu starożytni Grecy "grzebali w życiorysach" Zeusa czy Heraklesa i obwieszczali na przykład, czym się matki ich zajmowały.

Dla autorów Biblii ważne było, kim byli przodkowie danej postaci i czym się trudnili, co widać po długich listach przodków. "Grzebanie w życiorysach" jest absolutnie niezbędne w każdej biografii. Nie ma liczącej się pracy historyka dotyczącej jakiejś osoby bez napisania, kim byli i co robili jego rodzice. To zadanie dotyczy także dziennikarzy, którzy decydują się w sposób pogłębiony opisać postać.

Czy sędzia Tuleya mógł się spodziewać, że ktoś zainteresuje się jego rodzicami? Po kontrowersyjnych słowach i celebryceniu - mógł. Cezary Gmyz ustalił, że matka sędziego przez 17 lat pracowała w skompromitowanej komunistycznej Służbie Bezpieczeństwa i że na mocy ustawy dezubekizacyjnej obcięto jej z tego powodu emeryturę.

Gmyz napisał również, że sędzia Tuleya orzeka w procesach lustracyjnych, co w tej sytuacji może budzić pewne obawy co do obiektywizmu. Po zwykłej, dobrej dziennikarskiej pracy lewactwo napadło na Gmyza. Podniósł się lament, że rzekomo nie wolno mu było pisać, co robiła matka sędziego. Takie rozumowanie to czysta bzdura, co udowodniłem, zaczynając od Greków.

Gmyz jest dziennikarzem. Nie przesądza, czy w danej sprawie przysłowia "niedaleko pada jabłko od jabłoni" czy "czym skorupka za młodu nasiąknie…" są prawdziwe, czy też kompletnie pozbawione sensu. O interpretacji faktów niech sobie decydują sami odbiorcy. Dziennikarze są od tego, żeby opinii publicznej te fakty podać. Natomiast lewactwo jest od tego, żeby robić ludziom kisiel w czaszkach.

Nasi Partnerzy polecają