A ten dług zredukowano nie dlatego, że banki takie miłosierne, tylko dlatego, że Grecy, którzy pożyczki przebalowali, powiedzieli: nie będziemy spłacać, bo nie mamy z czego i basta. Bardzo zainspirowało mnie to rozwiązanie. Czuję, że mógłbym grecką drogę powielić.
Odwiedzę bank i powiem, że już im więcej nie zapłacę. Wzorem Grecji
Noszę się więc z zamiarem wizyty w swoim banku, w którym zamierzam przekazać bezczelnym bankierom (oni zawsze są bezczelni) następujący komunikat: nie będę już wam płacił rat, bo jak będę dalej płacił, to może mi zabraknąć na hulaszcze życie i różne swawole.
Natomiast jeśli, kochani bankierzy, nalegacie na spłacanie - kontynuował będę przemowę - to mogę wam coś tutaj zdemolować, odrobinkę popodpalać, ewentualnie naprać kogoś po facjacie, czyli zrobić wszystko to, co robili Grecy, zanim im wielomiliardowego długu nie umorzono w dużej części. Być może szanse na umorzenie miałbym mimo to niewielkie, ale w razie czego będę mógł po moich wybrykach wypowiedzieć sentencję Jacka Nicholsona z "Lotu nad kukułczym gniazdem": "Przynajmniej próbowałem...". Zdaje się, że mógłbym ją też po takich awanturach wypowiedzieć w tym samym co Jack miejscu, w domu wariatów...
Pora na wyciągnięcie wniosków z efektu skali. Tacy mali jak ja obywatele to w wyniku twardych "negocjacji" typu greckie awantury uliczne i podpalenia mogą sobie wywojować co najwyżej wyrok. Tacy zwykli obywatele mają zapisaną inną rolę społeczną: krówki (ładniej brzmi niż frajerzy) do dojenia przez banki...