Sprawa jest też ważna dla europejskich demokracji, bo pokazuje stan nieustannego sporu między prawem do informacji a prawem do prywatności.
Otóż Max Rufus Mosley przez lata całe znany był z tego, że miał ojca, którym niekoniecznie mógł się chwalić. Tatuś Maksa, Oswald Mosley, był przed wojną angielskim faszystą, założycielem Brytyjskiej Unii Faszystowskiej znanej z napaści na Żydów i komunistów oraz z miłości do Hitlera i Mussoliniego. Oswald na szczęście dla Anglii kariery nie zrobił, a wojnę przesiedział w areszcie.
Max, mimo że obciążony ojcem, był chłopakiem ambitnym. Skończył prawo i stanął mocno na nogach. W szczytowym miejscu rozwoju został szefem Formuły 1. Najbardziej znany stał się jednak dzięki publikacji w angielskiej gazecie "News of the World" w roku 2008. Maksa przyłapano na zabawianiu się z pięcioma prostytutkami w czasie imprezy sadomasochistycznej. Impreza została nagrana, a świat dzięki mediom i Internetowi przyjrzał się jej z ciekawością.
Angielscy dziennikarze zarzucili związanemu i trochę bitemu przez prostytutki starszemu panu, że zaspokajając swe żądze, odnosił się do ideologii nazistowskiej, tak ukochanej przez jego wybitnego tatę Oswalda. Przed sądem żurnalistom nie udało się tego dowieść, być może dlatego, że nagle ich główny świadek, prostytutka biorąca udział w biczowaniu, nie chciał już współpracować z mediami.
Mosley choć stracił twarz, zyskał w sądzie przeprosiny i parę funtów odszkodowania. W swej prawniczej główce wymyślił sobie, że pogrąży jeszcze Anglię w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Chciał uznania, że dziennikarze muszą informować gagatków takich jak on przed publikacją krytycznych dla nich materiałów.
Ale Trybunał, któremu przewodniczył Polak, sędzia Lech Garlicki, powiedział mu, że dziennikarze nie muszą. O sprawie poinformował wczorajszy Presserwis, a cały 45-stronicowy wyrok jest dostępny na stronie http://www.echr.coe.int/. Wniosek dla dziennikarzy jest pokrzepiający, dla celebrytów mniej: nie musimy się pytać gagatków o pozwolenie na druk!