Potrafię to udowodnić na przykładzie dwóch wstrząsających świeżych wyroków sądów cywilnych. Wystarczy je porównać. Wyrok pierwszy, oficer elitarnego Centralnego Biura Śledczego zostaje pomówiony w 2002 roku przez świadka koronnego. Według tegoż świadka Wiesław Rutkowski był gangsterską wtyką i przekazywał bandytom policyjne informacje dotyczące m.in. planowanych tajnych działań policji. Rutkowski trafił na osiem i pół miesiąca do aresztu tymczasowego. Zniszczono mu kompletnie życie, karierę, zdrowie. Policjant w areszcie jest przez kryminalistów traktowany w najgorszy możliwy sposób i musi się liczyć z zamachami na życie.
Osiem lat (!) po aresztowaniu policjant został uniewinniony przez sąd. Okazało się, że nie ma przeciwko niemu ŻADNYCH dowodów, a zeznania świadka koronnego nadają się do kosza. Teraz, 11 lat po aresztowaniu, sąd cywilny przyznał człowiekowi, którego życie zniszczyło państwo, 59,5 tys. zł zadośćuczynienia. Wyrok drugi: dwoje urażonych celebrytów, matka i syn, uznało, że ich dobra osobiste zostały naruszone, ponieważ syna gazeta nazwała "maminsynkiem". Sędzia Iwona Wiktorowska z Sądu Okręgowego w Warszawie w wyroku orzekła, że matce i synowi w związku z tym należy się od gazety 200 tys. zł.
Uzasadnienie wyroku napisane przez sędzię Iwonę Wiktorowską jest niezwykle kuriozalne. Winą gazety ma być np. to, że o aktorce dziennikarze pisali po nazwisku oraz to, że ośmielali się żartować z celebrytów!!! Wyrok odczytuję jako zamach na wolność słowa, ale prawdziwie absurdalne oblicze orzeczenia widać w porównaniu kwot, na jakie może w tym kraju liczyć zniszczony policjant i obrażony celebryta. Sprawy dotyczące środowiska polskich sędziów wymagają pilnego uporządkowania, zanim pochłonie nas wszystkich Białoruś.