Po pierwsze warstwa słowna: używając słów "krowa", "zapłodnić", "wypie...". Jan Tomaszewski sytuuje żart w niewysokiej tradycji koszarowej. Właśnie z powodu pejoratywnie zabarwionego słownictwa Tomaszewski naraził się Stefanowi Niesiołowskiemu. Poseł Niesiołowski ukarany w tym samym czasie przez komisję etyki za wulgarność wobec Anny Fotygi określił Tomaszewskiego mianem "ćwoka" i "prostaka" (siebie przy tej okazji nie charakteryzował).
Przerażony zbyt dosadną warstwą słowną wczoraj Tomaszewski przeprosił Joannę doktor Muchę.
Wróćmy jednak do samego żartu legendarnego bramkarza i do warstwy głębokich znaczeń. Abstrahując od koszarowego słownictwa, mamy w żarcie precyzyjnie nakreślony schemat upadku stworzenia bożego, którego przyczyną klęski było postawienie nóg na całkiem obcym sobie gruncie. Oczywiście upadek należy traktować tu z metaforyczną dosłownością.
Z tej perspektywy, a więc z perspektywy głębokiej, pomijającej powierzchnię niskich asocjacji słownych żart Tomaszewskiego jawi się jako niezwykle celna, trafiająca w punkt obserwacja dotycząca ignorancji minister Muchy. Dostrzegły to umysły wysublimowane, a Stefanowi Niesiołowskiemu, proszę, niech ktoś wytłumaczy.