Ubzdryngolonko, niezależnie od intensywności stanu, w sądzie prawie zawsze (są wyjątki) jest okolicznością obciążającą. Ale w wypadku Rywina byłoby łagodzącą: przyszedł pijaniutki Rywin, w główce się kręciło i bredził. Niestety, trzeźwy był i trzeźwy trafił do więzienia Tymczasem Aleksander Kwaśniewski zdaje się z własnego ubzdryngolonka zrobił atut, taki rodzaj znaku firmowego, marki, medialnej atrakcji, gwoździa programu, niezbędnego składnika konferencyjnego show.
Na spotkania z Kwaśniewskim dziennikarze biegną chętnie, zakładając się, czy dopadną lidera Filipiny, goleń czy też inna egzotyczna przypadłość? Ze spotkań, na których Aleksander zachowuje się, jakby drwiła z niego grawitacja, w świat idą intensywne przekazy. Trudno nie zwrócić na nie uwagi. Tak było też ostatnim razem. Czy trzeźwy Kwaśniewski byłby transmitowany, omawiany, analizowany? Nie. Skąd. Może z 10 sekund w wiadomościach przed północą, nuda. A Aleksander Rozchwiany stał się kilkudniowym medialnym hitem. Był niezwykle zabawny. Wie przecież doskonale, że duża część nieabstynenckich bynajmniej Polaków zawianemu Kwaśniewskiemu wybaczy, po plecach poklepie i w sondażu do góry podsadzi. Bo wesołkowaty Kwaśniewski zawsze ożywi naszą zastygłą w ponurym klinczu scenę polityczną.
Ale przyznać muszę, że dla mnie równie zabawni co Aleksander są różni Rozenkowie, Hartmanowie et consortes, którzy utrzymując pełną powagę, mówili "a skąd, Aleksander w ogóle nic, a nic, nawet nie powąchał." Za czasów mojej młodości o tego typu komentatorach mówiło się prosto: jajcarze. Wczorajszy wzrost w sondażach ugrupowania firmowanego przez lekko "zwichniętego" Kwaśniewskiego pokazuje być może fenomen na skalę światową tego przywódcy. Na trzeźwo może być nie do zaakceptowania.