Do tego bulwersującego zdarzenia doszło w niewielkich Budach Starych na Mazowszu. Na płocie jednej z posesji wisiał plakat Rafała Trzaskowskiego. Do domu podjechał samochód, z którego wysiadł mężczyzna i zaczął w wulgarnych słowach obrażać właścicieli posesji za powieszenie plakatu. - Trzaskowski? U mnie na Starych Budach? Wyp******ać! Do Warszawy! - krzyczał napastnik, mówiąc do jednej z kobiet, która nagrywała zajście telefonem komórkowym.
Zobacz więcej szczegółów tego zdarzenia: Groził spaleniem domu za plakat Trzaskowskiego. Zatrzymała go policja. Wybory 2020 [WIDEO]
Do sprawy w piątkowe popołudnie postanowiła odnieść się kobieta, której groził mężczyzna. Swój wpis rozpoczęła od apelu: - Chciałabym, by to poniższe moje oświadczenie stało się nierozerwalnym uzupełnieniem filmu, który bez tego sieje zło i nienawiść. Przeczytajcie proszę i postarajcie się zrozumieć, że ta sytuacja ma szeroki, ludzki kontekst. Spotkało mnie coś okropnego, ale chciałabym, żeby powstało z tego dobro. Udostępniajcie tak, jak był udostępniany film.
Pani Katarzyna Baumiller napisała, że "film o agresywnym zrywaniu banerów wyborczych wypłynął na szerokie wody internetu bez mojej zgody, zaczął żyć własnym życiem i spowodował falę hejtu, która jest równie straszna jak to, co zobaczyliście Państwo na filmie". Następnie kontynuowała: - Podobnie jak kandydat na prezydenta, którego wspieram, uważam że jedyna dobra przyszłość naszego kraju, polskiego społeczeństwa, ale i naszej lokalnej społeczności leży w dialogu i szukaniu tego co nas łączy, a nie co dzieli. Wszyscy się różnimy - także co do poglądów i co do sposobu ich wyrażania. Niezależnie od tych różnic i niezależnie od miejsca, w którym mieszkamy - czy na północy czy południu, czy w dużym mieście czy na spokojnej wsi - musimy wspólnie znaleźć sposób na zgodne życie obok siebie. Przy dobrych chęciach można tego dokonać, można zobaczyć w sobie nawzajem po prostu ludzi. Bo wszyscy mamy jakieś słabości i wszyscy mamy jakieś marzenia.
Jak się okazuje, antagonizm z sąsiadem... został już wyjaśniony. Jak zdradziła pani Katarzyna: - Ja i mój sąsiad już tego dokonaliśmy. Pojednaliśmy się zanim nasz konflikt stał się publicznie znany. Otrzymałam przeprosiny i obietnicę dobrego sąsiedztwa, ja z kolei postanowiłam w czasie wakacyjnego pobytu nie przekonywać okolicznych mieszkańców do głosowania na mojego kandydata. Wierzę, że mój sąsiad też dostrzegł w nagranym przez moje dzieci filmie jakieś swoje zaskakujące oblicze i że opinia publiczna powstrzyma się od dalszych ataków skierowanych na niego, bo ponosi on wielkie koszty tej sytuacji. Zaufałam szczerości jego skruchy.
Na koniec dodała górnolotnie: - Wierzę, że nasze upublicznione pojednanie może dać do myślenia stronom innych podobnych sporów, wierzę, że z każdej niezgody jest droga wyjścia. Bo Polskę mamy tylko jedną, wspólną.