Bondariew: Sami Rosjanie mniej ufają Kremlowi niż Polacy

2010-06-03 13:24

Treść listu rosyjskich dysydentów krytykującego naiwność polskich władz wobec postępowania Putina komentują jego współautorzy: Wladimir Bukowski i Aleksander Bondariew oraz europoseł Platformy Obywatelskiej Sławomir Nitras.

"Super Express": - Wraz z czteroma innymi rosyjskimi dysydentami napisał pan list, w którym zaapelował do polskich władz o mniej naiwne spojrzenie na dobrą wolę Kremla i skrytykował Moskwę za politykę pustych gestów.

Aleksander Bondariew: - Do napisania listu skłoniło nas wiele sygnałów, które obserwowaliśmy w mediach. W pewnym momencie nabraliśmy pewności, że strona rosyjska zdecydowanie ociąga się ze śledztwem w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Było wiele, często drobnych, ale symptomatycznych sygnałów. Choćby kilka dni temu usłyszeliśmy, że czarne skrzynki nie są dostępne dla strony polskiej, bo nie są też dostępne dla strony rosyjskiej.

Dlaczego? Bo ma je Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Przecież to kpina! Komitet określany jest błędnie jako "międzynarodowy", ale powstał w 1991 roku na gruzach ZSRR, grupując kraje byłego RWPG z zawsze wiodącą rolą Rosji. I rosyjskie władze mają dostęp do tych materiałów. Całe to śledztwo wygląda tak, jakby Moskwa się z nim ociągała, a Polska nie chciała naciskać.

- Z opiniami wyrażonymi w liście nie zgodził się premier, który nie chce podważać dobrej woli strony rosyjskiej.

- Cieszę się, bo reakcja premiera na taki list to rzecz rzadka. I choć się z nim nie zgodził, to mam nadzieję, że choćby w małym stopniu ten list wpłynął na poprawę sytuacji. I zgadzam się z premierem Tuskiem, że nie do nas należy sugerowanie polskiemu rządowi, co powinien robić. Intencja tego listu była jednak inna. Napisaliśmy go po prostu jako - już od dziesięcioleci - przyjaciele Polski.

Chcąc być architektem pojednania polsko-rosyjskiego, Donald Tusk powinien uważać, żeby nie popadać w naiwność i łatwowierność. Nie może tylko i wyłącznie starać się nie urażać Moskwy. Polski premier musi mieć świadomość, że przez to Kreml będzie go postrzegał jako polityka miękkiego, którym przecież nie jest. A to osłabi waszą pozycję.

- Dlaczego Polska nie powinna zaufać w tej sprawie Rosji? Kremlowi powinno przecież zależeć na wyjaśnieniu tej sprawy do końca.

- Proszę zwrócić uwagę, że władzom w Moskwie znacznie mniej ufają sami Rosjanie niż Polacy. W mediach nad Wisłą często narzekano, że wielu ludzi wierzy w jakieś teorie spiskowe. W Rosji wierzy w nie co najmniej dwa razy więcej ludzi! Wynika to choćby z nie najlepszych doświadczeń z poprzednimi, istotnymi śledztwami. Wiele z nich nigdy nie zostało doprowadzonych do końca. Biesłan, Nord-Ost, śmierć dziennikarzy…. A władza za punkt honoru uznaje znalezienie zabójców deputowanej do parlamentu Galiny Starowojtowej, co nie jest wcale pewne.


- Z czego te problemy wynikają?

- W pewnym stopniu na pewno z postsowieckiego bałaganiarstwa. Nie można wykluczyć, że sama katastrofa w Smoleńsku też w pewnej mierze była zawiniona właśnie przez to, choć na razie wyniki śledztwa wskazują na co innego. Pamiętajmy jednak, że Rosja jest krajem silnie scentralizowanym. I jeżeli ktoś z góry coś rozkazuje, to bałaganiarstwo przestaje przeszkadzać.

- Z pańskich słów i listu wynika, że nie można mieć zbyt wielkiej nadziei na trwałą zmianę w stosunkach polsko-rosyjskich.

- Jednym z mierników tego, czy rzeczywiście zaszła zmiana w stosunku władz rosyjskich do Polski, miały być konkrety. Choćby w sprawie śledztwa katyńskiego. I wczoraj dowiedzieliśmy się, że ludzie z "Memoriału" otrzymali oficjalne stanowisko rosyjskiej prokuratury, w którym zbrodnię NKWD określa się jako "przekroczenie uprawnień". Przykro to przyznać, ale pomimo wielkich oczekiwań mieliśmy jako odpowiedź tylko puste gesty i nic się tu nie zmieniło.

Aleksander Bondariew

Rosyjski dysydent, dziennikarz, pisarz i tłumacz, redaktor "Nowej Polszy"