"Super Express": - Zakończona właśnie wizyta Bronisława Komorowskiego w USA została zapowiedziana ledwie dwa tygodnie temu podczas ostatniego szczytu NATO w Lizbonie. Nie jest pani zaskoczona, że udało się ją tak szybko zorganizować?
Sally McNamara: - Zupełnie nie. Dla obu stron takie spotkanie było niezwykle ważne. Chociaż trzeba przyznać, że to Barack Obama miał w tym spotkaniu większy interes. Bardzo zależy mu na postępie w sprawie podpisania układu START z Rosją. I jak można się było spodziewać, prezydent USA poprosił Bronisława Komorowskiego o wsparcie w tej kwestii. Chociaż Polska oczywiście nie ma wpływu na przebieg amerykańsko-rosyjskich negocjacji, wasz głos na forum NATO jest bardzo ważny. A Obamie zależy, by członkowie Sojuszu mówili w tej sprawie jednym głosem.
Przeczytaj koniecznie: WikiLeaks: Polska była marionetką w rękach USA podczas negocjacji z Rosją i Iranem? Tajemnice Polski ujawnione!
- Tuż przed przylotem Komorowskiego do USA Polskę odwiedził Dmitrij Miedwiediew. Zbieżność tych wizyt była przypadkowa?
- Myślę, że nie. Wizyta prezydenta Miedwiediewa w Polsce była bardzo uważnie obserwowana w Waszyngtonie. Już wcześniej zdawano sobie sprawę z jej znaczenia i przełomu, który może przynieść. Dużo się o niej mówiło, gdyż poprawa relacji między waszymi krajami jest również dla USA szalenie istotna.
- Dlaczego?
- Sprawa Rosji stała się dla Obamy najważniejszym celem w polityce zagranicznej. Już na początku swojej prezydentury próbował zresetować napięte stosunki z Kremlem. Pamiętajmy również, że do tej pory na arenie międzynarodowej nie wiodło mu się najlepiej. Potrzebuje więc jakiegoś sukcesu, a takim może być poprawa relacji z Rosją. Obama chciałby, aby także sojusznicy Stanów Zjednoczonych poszli jego śladem. Ułatwi to negocjacje w kwestii wspomnianego już układu START. Jeśli uda się go podpisać, Obama na pewno będzie nagłaśniał to jako swój wielki sukces.
- Komorowski przyjechał do Waszyngtonu jako partner strategiczny czy po prostu jeden z wielu sojuszników?
- Polska ma wszelkie powody, żeby uważać, że nie jest istotna dla Obamy. Problem polega jednak na tym, że wiele krajów europejskich ma podobne odczucia. I nie mówię tu tylko o krajach Europy Wschodniej, ale także np. o Wielkiej Brytanii. Jeśli spojrzymy na listę priorytetów w amerykańskiej polityce zagranicznej Białego Domu, to zobaczymy, że Europa zajmuje na niej dalekie miejsce za krajami regionu Pacyfiku i Bliskim Wschodem. Obama myśli zapewne, że na Starym Kontynencie wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale jest to oczywiście błędna kalkulacja.
- Czyli dla USA kwestie europejskie podporządkowane są relacjom z Rosją...
- Zaskakujące jest to, jak Stany Zjednoczone potrafiły przehandlować bezpieczeństwo jednego ze swoich najwierniejszych sojuszników, czyli właśnie Polski, za cenę poprawy stosunków z Rosją. Przecieki WikiLeaks pokazały, że zrezygnowano z tarczy antyrakietowej na rzecz poparcia Kremla dla sankcji wobec Iranu. Amerykanie nie chcą też drażnić rosyjskich przywódców, rozmieszczając w Polsce swoje wojska. Wyraźnie widać, że współpraca militarna, na której Polakom najbardziej zależy, jest jednostronna. Polscy żołnierze w Iraku i Afganistanie wykonują fenomenalną robotę, w przeciwieństwie np. do Niemców. USA w zamian powinny zaoferować więcej wspólnych inicjatyw wojskowych - manewrów czy wymiany kadry. Wprowadziłoby to większą równowagę w tej kwestii.
Patrz też: Ameryka obraziła świat: Putin i Miedwiediew jak Batman i Robin
- Czy wizyta Komorowskiego dała jakieś konkretne rezultaty?
- Z dyplomatycznego punktu widzenia była na pewno niezmiernie istotna. Spodziewałabym się jednak po Obamie czegoś więcej niż dobra dyplomacja. Ważne są również sprawy konkretne, jak np. zniesienie wiz. Zabrakło mi jednoznacznej deklaracji Obamy w tej kwestii. Nie może być tak, że Obama wykorzystuje Komorowskiego dla podpisania układu START, a Polska nic z tego nie ma.
Sally McNamara
Analityk amerykańskiego The Heritage Foundation