Grzegorz Napieralski: Salki informatyczne zamiast katechetycznych

2010-09-15 13:45

Skąd wysokie notowania SLD? Będzie wojna z Kościołem? Jak rządziłby Sojusz? Grzegorz Napieralski w rozmowie z "Super Expressem" przedstawia swój program:

"Super Express": - TNS OBOP daje SLD już 20 proc. poparcia. Polacy dali się uwieść Napieralskiemu?

Grzegorz Napieralski: - Polacy mają dosyć POPiS-owych kłótni i widzą w SLD nową jakość. Ludzie chcą polityki, którą napędza spór, ale nie ten o krzesła w samolocie czy przepychanki na wałach przeciwpowodziowych, tylko spór o idee i pomysły na Polskę.

- Dobre sondaże zwiększają apetyt?

- Najważniejsze nie jest to, czy Napieralski zostanie premierem lub wicepremierem. Oczywiście - każda partia chce zdobyć władzę, by potem mogła realizować swój program. Na razie musimy przekonywać ludzi, że nasza oferta daje szansę na modernizację i w efekcie lepsze życie.

- Przed nami wybory samorządowe. Jaki wynik będzie satysfakcjonował szefa SLD?

- Nie wyciągniecie mnie na matematyczne manowce. Chcemy przede wszystkim pokazać, że polityka powinna toczyć się wokół ludzi i ich spraw. Lokalne programy chcielibyśmy napisać razem z ludźmi. No i będzie okazja, żeby pokazać nowe pokolenie działaczy: Jędrzej Wijas w Szczecinie, Darek Joński w Łodzi, Krzysztof Matyjaszczyk w Częstochowie czy Marek Wikiński w Radomiu.

- Joński ma ledwie 30 lat. Nie za młody?

- Przychodzi czas na nowe pokolenie w polityce. Młodzi nie patrzą na siebie przez pryzmat historii, tylko sprawy, którą trzeba załatwić. Bez względu na partyjne logo potrafią ze sobą współpracować. A starsi? Kiedyś w moim okręgu w Szczecinie lobbowaliśmy za budową gazoportu. Nie dało się nawet zrobić jednej listy poparcia. I nie dlatego, że politycy się z tym nie zgadzali. Ale ci z PiS nie chcieli się podpisywać razem z PO i na odwrót.

- Z Joanną Kluzik-Rostkowską czy Pawłem Poncyljuszem też by pan się dogadał?

- Z tego, co wiem, ciągle są członkami PiS. Ale wyobrażam sobie współpracę z nimi.

- A jak się panu współpracuje z Wojciechem Olejniczakiem?

- Jesteśmy kolegami.

- I nie jest pan zły, że wystąpił na wiecu wyborczym Komorowskiego?

- Dla mnie to było niezrozumiałe. Przecież on startuje na prezydenta Warszawy, gdzie będzie konkurował z kandydatem PO. Takie zachowanie jest mało profesjonalne.

- Czyli ma pan kolegę, który jest nieprofesjonalny i startuje na prezydenta stolicy...

- Ten wiec będzie mu się w wyborach odbijał czkawką. Mam jednak nadzieję, że Wojciech sobie poradzi. Ma dobre notowania, jest pracowity i wierzę, że osiągnie dobry wynik. Na pewno będę go wspierał.

- Nie chce pan mówić o procentach, a przecież na boisko wychodzi się po to, by wygrać mecz.

- I my też gramy o zwycięstwo. Ważne jest dla mnie również to, że SLD ma pełną zdolność koalicyjną.

- Na poziomie krajowym też?

- Tak mówią komentatorzy.

- A co mówi przewodniczący SLD?

- Że najważniejszy jest program.

- Więc jeśli PiS będzie miało dobry program, to pomoże pan Kaczyńskiemu?

- Dzisiaj od PiS dzieli nas przepaść.

- Czyli lewicy bliżej do PO?

- Której - Palikota czy Gowina? Platforma miała być siłą nowoczesną, a tymczasem w wielu sprawach jest bardziej konserwatywna niż PiS. Spójrzcie chociażby na minister Radziszewską. Jak ja mam rozmawiać z nią o in vitro czy prawach kobiet?

- A jeśli popatrzymy na PO przez pryzmat Tuska?

- Tusk mówił w kampanii o wielu sensownych rzeczach. Niestety, bardzo często - jak chociażby w sprawie in vitro - nie potrafi zająć konkretnego stanowiska i przeciwstawić się partyjnym konserwatystom.

- Narzeka pan na Tuska, a tymczasem ze Schetyną podobno wyśmienicie się dogadujecie.

- Na razie jestem bardzo zadowolony ze współpracy z marszałkiem Schetyną. Jak sobie przypomnę współpracę z marszałkiem Komorowskim, to jest to niebo a ziemia.

- Nie rządzicie, nie jesteście nawet największą opozycyjną partią, a tymczasem ludzie lewicy trzymają stery NBP i mają wpływ na media publiczne. Jak wam się to udało?

- Mamy dobre kadry!

- Załóżmy, że razem z tymi kadrami przejmujecie władzę. Zostaje pan premierem. Jakich jest pięć najważniejszych spraw do zrobienia?

- Najważniejsza rzecz to problemy świata pracy. Weźmy przykład kobiety z małej miejscowości pracującej w hipermarkecie. Razem z dojazdem do pracy spędza poza domem 10-11 godzin. Dostaje za to 800 złotych. Tak nie może być. Ta kobieta powinna zarabiać więcej, czyli trzeba podnieść płacę minimalną. Musi też dostać od państwa wsparcie w wychowywaniu dzieci, czyli przedszkola i żłobki. I to jest punkt drugi - inwestycja w edukację. Narodowy plan budowy przedszkoli i żłobków będzie naszym priorytetem.

- Czyli za rządów SLD każde dziecko pójdzie do przedszkola?

- Tak. To jest możliwe.

- A co w szkołach? Przegonicie katechetów?

- Konstytucja wyraźnie mówi, że Polska jest państwem świeckim. Nie może być więc tak, że jedna religia jest faworyzowana, że katechetom płaci się z budżetu państwa ponad pół miliarda rocznie. Ja mówię: zamieńmy salki katechetyczne na pracownie informatyczne.

- Co dalej?

- Europejskie standardy. Jesteśmy w Unii, ale Unii nie ma u nas. To, co tam jest naturalne, u nas jest przedmiotem wojny ideologicznej: in vitro, rozdział państwa od Kościoła, edukacja seksualna. I to trzeba zmienić.

- I tyle? To jest recepta na sukces?

- Nie! Kluczem, jak w Skandynawii, jest również mądra polityka społeczna. Czyli inwestowanie w ludzi. Pomoc społeczna nie musi oznaczać rozdawnictwa. Wystarczy tylko, że będą sprawiedliwe kryteria przyznawania tej pomocy.

- A co z gospodarką?

- Musimy jak najszybciej zainwestować w nowe technologie i wprowadzać je w polskim przemyśle, energetyce itd.

- Wszystko to ładnie brzmi, tylko skąd wziąć na to pieniądze?

- Na pewno nie z podwyżki VAT. Pieniędzy należy szukać, pilnując finansów publicznych. Dziś nawet nie wiemy, co tam się dzieje. Przed wyborami słyszeliśmy, że jest super. Po wyborach okazało się, że sytuacja jest tragiczna. Podobno brakuje 5 miliardów złotych, by dług publiczny nie przekroczył 55 proc. PKB. Tylko tyle? Śmiem wątpić.

- Nie chcecie podwyższać VAT-u, więc co proponujecie?

- Zaproponowaliśmy opodatkowanie transakcji bankowych.

- Wy czy PiS?

- To był nasz pomysł! Chodzi o zwykłą solidarność społeczną. Banki tego nawet nie odczują, a do budżetu wchodzi 3,5 miliarda złotych.

- To brakuje jeszcze 1,5.

- Tak jak mówiłem, 0,5 miliarda rocznie wydajemy dziś na katechetów.

- Nie boi się pan konsekwencji wojny z Kościołem?

- Jeśli pół miliarda złotych miałoby być dla Kościoła czymś najważniejszym w debacie publicznej, to źle świadczyłoby to o hierarchach.

- Wracamy do łatania budżetu. Ciągle brakuje miliarda...

- Zlikwidujmy jeszcze IPN, Fundusz Kościelny, przytnijmy armię urzędników, która za rządów PiS i PO wzrosła o prawie 100 tysięcy. I z tego ten miliard się znajdzie. Albo i dwa.

- IPN musi trafić pod nóż?

- A po co nam tak kosztowne tropienie agentów. W ciągu czteroletniej kadencji Sejmu na IPN idzie miliard złotych. Te pieniądze można o wiele lepiej wydać. A ludzi, którzy w Polsce Ludowej łamali prawo, powinna ścigać prokuratura.

- INP to nie tylko agenci, ale też praca naukowa.

- Którą można wykonać lepiej na wydziałach historycznych uniwersytetów. Dajmy im część pieniędzy z IPN-u, a dostaniemy rzetelne książki historyczne. Będzie taniej i bez wojny polsko-polskiej.

- Jaką mamy gwarancję, że po dojściu do władzy zrealizujecie te postulaty?

- Nie rzucam słów na wiatr. A to niestety jest jakaś choroba polskich polityków. Zobaczcie, co się dzieje z pomocą dla powodzian. Ledwo tam byłem. W Bogatyni rozmawiałem z człowiekiem, który do dzisiaj - a minął już miesiąc - nie ma żadnej informacji: czy dom może remontować, czy też kwalifikuje się do rozbiórki.

- Tusk zapomniał o powodzianach?

- Nie tylko Tusk, ale i urzędnicy państwowi. Okazuje się, że urzędnicze procedury zamiast ułatwiać walkę ze skutkami powodzi, przeszkadzają. Takich problemów jest mnóstwo. Chcemy to wszystko spisać w postaci raportu i zwołać debatę na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Niech okaże się, że choć po szkodzie, ale jednak naprawdę jesteśmy mądrzy.