Wiktor Świetlik: Sądy próbują zastąpić cenzurę

2010-11-04 7:15

Dotarcie przez dziennikarza do prawdy opisuje się np. jako działanie "tabloidowe". I to ma wszystko załatwiać. Dociekliwość mediów bywa piętnowana

"Super Express": - Cenzurę zlikwidowano w Polsce w kwietniu 1990 roku. W rozmowach z dziennikarzami można jednak usłyszeć, że coraz częściej zastępują ją sądy i prokuratura. Jak wygląda to z punktu widzenia Centrum Monitoringu i Wolności Prasy SDP?

Wiktor Świetlik: - Niestety, próbują częściowo ją zastąpić. Nie mam żadnych przesłanek, by oceniać to działanie jako szczególnie świadome. Wadliwe działanie wymiaru sprawiedliwości, złe prawo, nadaktywna w ściganiu dziennikarzy prokuratura i niekorzystna dla mediów linia orzecznictwa sądów jest jednak prawdą. I może działać de facto jak cenzura prewencyjna.

- Dlaczego, wzorując się w innych dziedzinach na Europie Zachodniej, Polska nie chce z niej brać przykładu w kwestii wolności słowa i mediów?

- Cóż, Mojżesz prowadził przez pustynię naród wybrany nie 20, ale 40 lat i może jesteśmy w połowie drogi? Nie było jeszcze wymiany pokoleniowej, która zapewniłaby normalne spojrzenie, wciąż mamy problem postkomunistycznej mentalności. Rzecznik prasowy jednej z dużych gmin w Polsce opowiadał mi, jak burmistrz przekazując mu informację, dodawał "pan to puści do mediów i każe, żeby dziennikarze napisali". To przykład zwulgaryzowany, ale równie skrzywione podejście do świata mediów miewają sędziowie i prokuratorzy. Panuje przekonanie, że dziennikarz powinien o wszystko grzecznie prosić, nie wolno mu się wtryniać bez pytania, powinien publikować oficjalne oświadczenia. Pojawiają się też słowne wytrychy przeciwko mediom. Dotarcie przez dziennikarza do prawdy opisywane bywa np. jako działanie "tabloidowe". I to ma wszystko załatwiać. Dociekliwość mediów bywa piętnowana.

- W krajach anglosaskich zakres wolności słowa jest najszerszy. W debacie "Super Expressu" dziennikarze i prawnicy z USA i Wielkiej Brytanii zwracali uwagę, że rozważając ochronę dóbr osobistych i wolność słowa, stawia się jednak na wolność słowa. Wyroki bywają dotkliwe, ale...

- Nawet bardzo dotkliwe. Zwróćmy uwagę, że w Stanach wyroki cywilne bywają bardzo wysokie. Dlatego media mają specjalne komórki dokładnie sprawdzające teksty.

- Chodzi mi o proporcje. W Stanach i Wielkiej Brytanii sędziowie nie tylko ostrożniej podchodzą do kwestii przekraczania wolności słowa. Inaczej traktuje się naruszenie dóbr, o ile spowoduje to, powiedzmy, koncern News Corp. Murdocha, a inaczej, jeśli prowincjonalna gazeta o tysięcznym nakładzie...

- W Polsce jest to niestety niedoregulowane. Na dzisiejszej konferencji Centrum Monitoringu i Wolności Prasy mówimy o przykładzie "Najwyższego Czasu". To mały tygodnik dla wąskiego kręgu osób. I spotyka się z pozwem, w którym wartość nawet nie odszkodowania, ale przeprosin w formie powierzchni reklamowej w telewizji byłaby wielomilionowa. W Polsce można też domagać się przeprosin, w absurdalnych rozmiarach za darmo, bez wadium sądowego. To ciężkie miliony, ale traktowane jako "roszczenia niematerialne". Na media i wolność słowa działa to jednak zastraszająco.

- Pamiętam sprawę Dody i jednego z raperów, którego sąd skazał na przeprosiny w Internecie. Miało to kosztować ponad 2 miliony zł.

- Wyłączając brak świadomości sędziego, mam wrażenie, że wiele wyroków powodowanych jest pewnymi modami i nastrojami społecznymi. Dobrym przykładem jest wyrok na Jerzego Jachowicza, w którym sąd zanegował wiarygodność źródła, na które powołał się jako dziennikarz. Źródłem był Paweł Biedziak, wówczas zastępca naczelnego "Super Expressu". Sędzia nie lubiła waszej gazety i to wystarczyło. To skandaliczna sytuacja. Niestety, w Polsce Temida zbyt często nie jest bezstronna, zdejmuje opaskę z oczu i patrzy na to, kto kogo oskarża. Nie mamy też sędziów mających wystarczającą wiedzę na temat mediów, prawa prasowego, tajemnicy dziennikarskiej, granicy naruszania dóbr osobistych. Nie ma tej specjalizacji i to błąd. Nikt nie zna się na wszystkim. A sędziowie do tego pretendują. Dochodzi do sytuacji, w której jako świadek tłumaczę sędziemu, że cytat poznaję po znamionach stylistycznych w postaci myślnika i zwrotu "mówi"...

- Tomasz Wróblewski, obecny naczelny "Dziennika", oceniając swoje polskie i amerykańskie doświadczenia, stwierdził, że w Polsce sędziowie zbyt często czują się w obowiązku stanąć po stronie elit, skoro sami są ich częścią. Elity nie chcą się dzielić prawdą o sobie z publicznością.

- Zgadzam się z tą opinią i dorzuciłbym, że nie chodzi tylko o elity. Sądy i prokuratura bronią się przed mediami. Nie lubią mediów, bo te często są krytyczne w ocenie ich pracy. Zwróćmy uwagę, jak często powtarza się idiotyzm o tym, że media nie powinny komentować wyroków sądowych. Absolutnie powinny komentować! Problemem jest też, gdy prokuratura ściga dziennikarzy sama z siebie. Często ukrywając nawet własne grzeszki. Zwróćmy uwagę na świeżą sprawę Krzymowskiego i Dzierżanowskiego z "Wprost". Śledztwo wszczęła tu prokuratura wojskowa za ujawnienie materiałów ze śledztwa smoleńskiego. Takie sprawy nigdy nie kończą się aktami oskarżenia wobec kogoś, kto wyniósł materiały, ale przeciw dziennikarzom. Bo on napisał, podpisał się i jest wystawiony jak na dłoni.

- Czy utrzymywanie się tego stanu rzeczy grozi trwałymi skutkami?

- Te negatywne skutki już widać. Najlepszym przykładem jest polskie dziennikarstwo śledcze. Niewielu chce uprawiać ten gatunek. Jego kondycja jest niepomiernie słabsza niż na Zachodzie. Nie może być inna, skoro prokurator generalny rozpoczyna swoje urzędowanie od zapowiedzi ścigania dziennikarzy ujawniających tajemnice śledztwa.

Wiktor Świetlik

Dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy SDP, publicysta

Centrum Monitoringu Wolności i Prasy SDP zaprasza dziś na konferencję o godz. 11 w Domu Dziennikarza, Warszawa, ul. Foksal 3/5, wstęp wolny