Wyrok pokazuje także niebezpieczną tendencję, przed którą ostrzega "Super Express" - tendencję do kneblowania mediów i niszczenia dziennikarstwa.
Fragmenty rozmów Janusza Kaczmarka z żoną Honoratą opublikowane przez "Dziennik" pochodziły z oficjalnych podsłuchów ABW, a sam Kaczmarek był wtedy według ówczesnego premiera rządu w kręgu podejrzanych o przeciek w głośnej aferze. To bardzo poważny zarzut. Rozmowy Kaczmarka z żoną Honoratą nie dotyczyły bynajmniej prywatnych kwestii, żona mówiła właśnie o aferze. Mówiła mężowi - co bardzo ciekawe - m.in. żeby "przestał kłamać", a także: "Ciągniesz nas w otchłań" i "Ziobro nie ma żadnych dowodów! On poleci po opinii publicznej! I na twoich pier... kłamstwach!" - trzeba przyznać, że odbiega to od prywatnych małżeńskich rozmów typu "kocham cię" czy "na obiad będzie grochówka".
Ale nie dla sądu. Według sądu opinia publiczna nie ma prawa dowiedzieć się, że minister, którego o donoszenie podejrzewa premier rządu, jest rugany przez własną żonę, żeby przestał kłamać w publicznych wypowiedziach. W ciekawej sądokracji żyjemy. Czy już pora zacząć się bać?
PS. Wszystkim polskim sędziom i kilku dziennikarzom polecam tekst Kathy Kiely z USA w dzisiejszym "SE". O tym, czym jest wolność słowa, a czym brutalna cenzura.