Wyjaśnienie

2013-03-04 3:00

Nieprawdziwa jest informacja przedstawiona w publikacji pt. „Rzeczpospolita wybąkowana”, która ukazała się w dniu 4 marca 2013 roku w „Super Expressie” oraz na portalu www.se.pl, jakoby Pan Tomasz Misiak wykorzystywał stanowisko senatora w celu czerpania korzyści za pośrednictwem powiązanej z nim firmy w związku ze szkoleniami dla stoczniowców . W ramach procesu legislacyjnego Pan Tomasz Misiak nie był autorem projektu ustawy ani nie zgłaszał jakichkolwiek poprawek do projektu ustawy, które by dotyczyły kwestii szkoleń. Zaś jedyne poprawki, które jako przewodniczący komisji poddał pod głosowanie, (które nie dotyczyły szkoleń) nie były jego autorstwa, lecz zostały zgłoszone na wniosek Ministerstwa Skarbu. Pan Tomasz Misiak nie miał też żadnego wpływu na wybór firmy, której zostały zlecone szkolenia, ani nie zabiegał o zlecenie kontraktu jakiemukolwiek powiązanego z nim podmiotu.Redakcja

Marek Król: Rzeczpospolita wybąkowana

Ludzie, którzy lubią kiełbasę i szanują prawo, nie powinni patrzeć, jak je się robi - ostrzegał Murphy. Nie posłuchali i w czystych polskich hamburgerach spotkał się koń zmielony z wołem. Dobre i to, bo w niektórych pulpetach wołowych w Europie żadnego mięsa nie znaleziono. Podobnie jest z wyrobami prawnymi, w których trudno znaleźć sprawiedliwość.

Niewielu już pamięta senatora PO Tomasza Misiaka. Firma, której był udziałowcem, chciała zarabiać na szkoleniach masowo zwalnianych stoczniowców. Ten obrzydliwy proceder tak zdenerwował Donalda Tuska, że usunął go z PO. Pryncypialność Tuska w walce z wykorzystywaniem stanowiska senatora poruszyła nawet Schetynę, który odczytał to jako pierwsze ostrzeżenie. Misiak od czterech lat nie żyje w Senacie. A jego patrona Schetynę partia rzuciła na sprawy międzynarodowe.

Skoro premier tak bezkompromisowo oczyścił szeregi z elementów szkodzących jemu, to nie może pobłażać innym. Kiedy rzeszowska prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie rzekomych nadużyć szefa CBA Mariusza Kamińskiego, premier natychmiast go zdymisjonował. I tylko prawicowi zwolennicy spiskowych teorii wiążą tę dymisję z wykryciem afery hazardowej przez Kamińskiego.

Premier nigdy nie kieruje się prywatą, jest pryncypialny w przestrzeganiu prawa tak, jak w niedotrzymywaniu obietnic. Kiedy wybuchła afera Amber Gold, okazało się, że jego syn jako Józef Bąk doradzał liniom lotniczym tej firmy. Jako Bąk wysyłał e-maile, ale wynagrodzenie odbierał jako Michał Tusk. W III RP to normalna praktyka biznesowa. Usługę doradczą wykonuje się pod fikcyjnym nazwiskiem, a pieniądze kasuje na swoje konto. Bąk doradzając OLT Ekspres, był etatowym pracownikiem gdańskiego lotniska. Organizacja "Stop korupcji" złożyła doniesienie na M. Tuska do prokuratury. Kilka dni temu niezależna prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko synowi premiera. Potwierdziła, że wystąpił konflikt interesów, ale szefostwo lotniska nie czuje się poszkodowane przez Bąka-Tuska. Trudno wyobrazić sobie, by władze lotniska, kontrolowane przez konia pociągowego OLT Ekspres Pawła Adamowicza, poskarżyły się na syna premiera. Już w XVI wieku zalety Bąka opisał Mikołaj Rej: "Prawa są równe jako pajęczyna: Bąk się przebije, a na muchę wina".

Gdyby obowiązywało prawo precedensu, jak w USA, to zgodnie z tym umorzeniem można by zalegalizować morderstwa. Prokuratura gdańska orzekłaby, że denat nie zgłosił żadnego uszczerbku, a trudno wyobrazić sobie, by morderca sam się oskarżał. Umorzonko gotowe. Niestety, amerykańska prokuratura jest bezwzględna. Bernard Madoff został skazany za piramidę finansową w sześć miesięcy po aresztowaniu. Na 150 lat więzienia. Pracodawca Józefa Bąka, Marcin Plichta - prezes Amber Gold, dopiero sześć miesięcy siedzi w areszcie. W tym czasie nasi prokuratorzy prowadzą intensywne polskie śledztwo. Władza może spać spokojnie, bo: "Wymiar niesprawiedliwości jest zawsze we właściwych rękach" - jak zauważył S. J. Lec.

I tak wybąkowana Rzeczpospolita przez wymiar niesprawiedliwości gwarantuje, że żyje się lepiej… rządzącym.