Taka strategia zawsze mnie dziwiła. Wciskanie kitu, że jest świetnie, kiedy nie jest, zawsze wydawało mi się antyskuteczne. Być może to wbrew zasadom politycznego marketingu, ale w tak zwanym zwyczajnym życiu zdecydowanie wolę ludzi, którzy przyznają się do błędów a potem wyciągają z nich wnioski. Od tych, którzy nigdy nie mają sobie nic do zarzucenia, trzymam się z daleka.
Prawdą jest, że ta ekipa popełnia błędy, a wiele z nich jest efektem letniego letargu, kiedy zupełnie przespano przygotowania do drugiej fali epidemii. To nie ulega wątpliwości. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na nieco inną kwestię. Otóż wielu Polakom wydaje się, że nie ma nic prostszego niż rządzenie. Nawet w obliczu tak bezprecedensowego kryzysu jak obecnie, kolejne posunięcia rządu są zbywane lekceważącym „idioci” albo „jak można było zrobić coś tak kretyńskiego”. Płynie za tym sugestia, że wystarczyłoby sięgnąć po inne rozwiązanie, które jest pod nosem, a którego „idioci” nie dostrzegają i wszyscy byliby zadowolenia. Otóż tak nie jest. Władza to skomplikowana materia, w której przy podejmowaniu decyzji należy uwzględniać ogromne liczby czynników, sprzecznych interesów, nastrojów społecznych, możliwości finansowych i kadrowych czy uwarunkowań prawnych. To prawdziwy gąszcz, w którym łatwo się pogubić. A teraz jest jeszcze trudniej niż zwykle.
Często wyobrażamy sobie rządzenie jako coś przyjemnego. Tymczasem jest to przede wszystkim przygniatająca odpowiedzialność. Myślę, że premier Morawiecki nie odczuwa teraz frajdy, tylko straszliwy ciężar. Zdecydowanie nie chciałbym być na jego miejscu. Tym bardziej, że coraz bardziej wygląda to tak, jakby samotnie ciągnął ten państwowy wózek.