O nowych przepisach mówi się od dawna, znowelizowane ustawy miały zaistnieć w 2017, potem w 2018 r. Potem przyszła epidemia. Zapowiadana nowa ustawa w rzeczonym temacie nie będzie rewolucyjna. Mówi o tym (w rozmowie z Dorotą Beker z „Dziennika Gazety Prawnej”) Wojciech Labuda, od kwietnia 2021 r. pełnomocnik prezesa Rady Ministrów ds. reformy regulacji administracyjnych związanych z ruchem naturalnym ludności i ochrony miejsc pamięci. Długa nazwa stanowiska, ale też długo czeka się na „uwspółcześnienie” archaicznych przepisów dotyczących tego, o czym większość nie chce myśleć, czyli: śmierci. Przykładów na niedostosowanie „starożytnej” ustawy do realiów dzisiejszej rzeczywistości można wymieniać wiele. Oto jeden z nich.
Lekarz może wystawić akt zgonu po godzinach pracy. Nie może tego zrobić w trakcie pracy, bo nie jest to świadczenie, za które NFZ płaci – punktował (już w roku 2014, gdy mówiło się o konieczności nowelizacji ustawy) dr Maciej Hamankiewicz, b. prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. W końcu będziemy mieli koronerów i nie powinno dochodzić do takich makabrycznych sytuacji, w których ktoś nieżywy już leży na chodniku przez kilka godzin, bo nie ma lekarza, który mógłby wypisać kartę zgonu. W takich przypadkach wzywany będzie koroner.
Ustawa zainteresuje się nie tylko zmarłymi, ale tymi, którzy stracili bliskich. Dziś biegają z papierami, od iwana do pogana. Z kilkustronicową kartą zgonu obywatel bieży do Urzędu Stanu Cywilnego. Tam zostawia część dokumentu, bo kolejną przedstawia kierownikowi cmentarza. Do Głównego Urzędu Statystycznego trafiają raporty o zgonach w wersji papierowej. Mija nieco czasu nim dane zostaną „obrobione”. Itd. itd. Niebawem te problemy przejdą do historii – zapewnia pełnomocnik rządowy. Będzie cyfrowo.
– Założeniem projektu jest wydawanie wyłącznie elektronicznych kart zgonu. Wówczas dane w nich zawarte będą automatycznie rozdysponowywane po poszczególnych organach administracji w takim zakresie, w jakich są one konkretnymi danymi zainteresowane. USC otrzyma informacje istotne z punktu widzenia rejestracji stanu cywilnego, zaś do GUS trafią dane istotne z punktu widzenia statystyki publicznej – wyjaśnia „DGP” Wojciech Labuda. Oczywiście na takim rozwiązaniu skorzystają nie tylko urzędy, ale i obywatele.
Dokąd ustawa nie stanie się faktem, to w takich smutnych okolicznościach ludzie będą dzwonić do pogotowia ratunkowego, by jego lekarz wystawił akt zgonu. Będą poirytowani, gdy słyszą, że on takich dokumentów nie wystawia, bo… nie ma do tego prawa. W krańcowych sytuacjach mogą być powtórki z makabrycznych historii. Choćby z takiej, która miała miejsce w latem 2018 r. w Gliwicach. Wówczas syn z znalazłszy martwą matkę, dopiero po 10 godzinach wydzwaniania doczekał się przyjazdu lekarza, który wystawił akt zgonu. Przyjechał, bo syn zgłosił policji, że jego matkę prawdopodobnie... zamordowano.