"Super Express": - Czy Polacy powinni być na bieżąco informowani o postępach w śledztwie smoleńskim, skoro w większości nie znamy się na lotnictwie?
Wiktor Świetlik: - Oczywiście. To obowiązek agend rządowych, jak również wymuszenie pełnej informacji na stronie zagranicznej.
- Czy rząd dobrze nas o tym informuje?
- Nie. I jest to konstrukcja piętrowa. Zła informacja ze strony rządu wynika ze źle prowadzonego śledztwa. Można też odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z piętrową dezinformacją opartą na dozowaniu wiedzy - ujawnianiem jej po kawałku. Piętrową, bo dezinformują zarówno Rosjanie, jak i Polacy. Jeżeli pokażemy komuś fragment obrazu - i ta osoba na jego podstawie ma sobie wyobrazić całość - to jest to zgadywanka, w wyniku której można wyobrazić sobie coś zupełnie niezgodnego z prawdą.
- Tak jest na przykład w przypadku ostatniego przecieku...
- Na przykład. Zdanie wyrwane z kontekstu jest wyraźną sugestią: prezydent naciskał na lądowanie. Jedno zdanie ma być podsumowaniem dla setek zdań.
- A gdzieś, poza medialnym szumem, pogrążeni w żałobie bliscy pilota...
- W wymiarze ludzkim to świństwo.
- To świństwo celowe czy "sztuka dla sztuki"?
- Dziwne jest to, że najpierw poseł Palikot powiedział, że rodzina prezydenta ma za co przepraszać, a następnie okazuje się, że rozszyfrowano nagranie, w którym pilot mówi, że go zabiją, jak nie wyląduje. Trudno nie odnieść wrażenia, że to jest w jakiś sposób skorelowana strategia informacyjna.
- Sugeruje pan, że w dostępie do wyników śledztwa są równi i równiejsi?
- To szerszy problem. Bo w Polsce w dostępie do informacji są równi i równiejsi. Państwo w sposób bardzo niejasny wykorzystuje klauzule dotyczące informacji niejawnych i poufnych. Państwo niechętnie informuje obywateli i tylko o tym, o czym chce.
- A strategią PO jest wypuszczanie przecieków...
- Nie tylko PO. Wszystkie rządy stosowały tę strategię. Niestety. W Polsce istnieje wyraźny problem w kontaktach świata dziennikarskiego ze światem politycznym. Wynika to z braku klarownej polityki informacyjnej. Mamy niezłe przepisy, ale one nie są egzekwowane. Prawo dotyczące udostępniania informacji obywatelom jest martwe. Niestety, również dziennikarze znają słabo swoje prawa.
- Czy agresywna retoryka PiS wynika właśnie z deficytu informacji, bo dziś to nie oni są u jego źródła?
- Nie. Myślę, że po części wynika z tego, że dali się podpuścić, a po części z kalkulacji politycznej - z chęci uwiarygodnienia się przed swoim elektoratem. Zresztą obie strony starają się ugrać swój kapitał polityczny. A spodziewałem się, że zdobędą się na ludzki odruch - że będą współpracować zgodnie, bo w katastrofie zginęli ich przyjaciele. Jednak taktyczna rozgrywka PO oraz zapalczywość PiS chyba nie przybliżają nas do prawdy, gdyż obie strony chcą inaczej interpretować informacje.
- Po katastrofie CASY niektórzy od razu orzekali o jej przyczynie. Jednak eksperci wnioski końcowe formułują dopiero teraz. Może powinniśmy odrzucać spekulacje i cierpliwie czekać na prawdę?
- Rzeczywiście, może to by było najlepsze. Ale opinia publiczna domaga się informacji szybko. I nie ma się czemu dziwić. Katastrofa CASY to był cios dla lotnictwa wojskowego, a katastrofa smoleńska jest tragedią na miarę epokową w historii państwa. Wyobraża pan sobie, co by się działo, gdyby rząd powiedział, żebyśmy poczekali dwa lata?
- Jak więc to powinno wyglądać?
- Powinien zostać stworzony regularny kanał komunikacji, gdzie w suchy, oficjalny sposób informowano by o przebiegu śledztwa. Powinno się tak-że unikać przecieków i nie grać informacjami, choćby ze względu na szacunek dla znajomych, którzy tam zginęli i ich rodzin.
Wiktor Świetlik
Dyrektor Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, publicysta dziennika "Polska - The Times"