Podatek od nadzwyczajnych zysków
To będzie kosztowna zima. Ludzie, którzy sami muszą dbać o ogrzanie domu, już to poczuli w portfelach. Przez samorządy przelewa się fala strachu: czy ceny energii nie wysadzą miejskich budżetów? W przemyśle kryzys przekłada się na wyższe ceny. Ale i tam jest coraz większy niepokój: czy będą klienci? Gospodarki to naczynia połączone. Jeśli Niemcy wpadną w głębszy kryzys, tamtejsze firmy zamówią mniej u nas. Wiadomo, co to oznacza. Mateusz Morawiecki codziennie powtarza, że kryzysu nie wywołał on, tylko Putin. Wzywa, żeby wytrwać w pomocy dla naszych sąsiadów, ofiar rosyjskiego imperializmu. To oczywiście prawda. To nie wina Morawieckiego, że Rosja robi to, co może, żeby zdestabilizować nasze gospodarki. Rząd odpowiada jednak za to, jak przeciwdziała tym zagrożeniom. A z tym nie jest dobrze. Tej zimy polskie państwo będzie potrzebowało olbrzymich środków. Zapewnienie opału, ogrzanie osiedli mieszkaniowych, by ludzie nie zamarzali w swoich domach, pomoc dla tych, w których walną rachunki wyższe o kilkaset procent - to dopiero początek. Musimy utrzymać niezakłóconą produkcję w strategicznych sektorach gospodarki. To będzie kosztowne. Porwane łańcuchy dostaw i kłopoty gospodarcze w innych krajach uderzą w niejedną branżę. Do tego dochodzi drożyzna w sklepach, której końca nie widać. Z każdym miesiącem pensje w budżetówce są warte coraz mniej, więc podwyżki tam są coraz bardziej nieodzowne. Na to wszystko potrzeba pieniędzy. Te pieniądze nie rosną na drzewie. Przed rządem stoi wybór: kto ma za to zapłacić? Najłatwiej oczywiście sięgnąć do płytkich kieszeni pracowników. Rząd ma tu spore doświadczenie: może to zrobić wprost albo używając inflacji. Te koszty dałoby się jednak rozłożyć bardziej sprawiedliwie: sięgając do głębokich kieszeni tych, którzy zarabiają na kryzysie. To spółki energetyczno-paliwowe, które mają dziś rekordowe marże i zyski - kosztem reszty gospodarki. Podatek od nadzwyczajnych zysków dla tych spółek jest bezpieczny dla gospodarki. Przyniósłby spore dochody bez zwiększania długu publicznego. Byłoby za co pomagać biedniejszym rodzinom. Partia Razem od wielu miesięcy namawia do wprowadzenia tego rozwiązania. Dotąd odpowiadała nam cisza. Teraz, gdy windfall tax zaproponowała także Komisja Europejska, rząd otwarcie powiedział: nie. Dlaczego? W sumie nie do końca wiadomo. Nie, bo nie. Bo nie będzie nam zła Unia dyktować, co mamy robić. Bo mamy "lokalną specyfikę" (czytaj: interesy prezesa Obajtka i jego kolegów). Miliardy, zamiast popłynąć do budżetu państwa, zostaną więc na kontach spółek. Część trafi na dywidendy. Prezesi i akcjonariusze tych spółek (wbrew powszechnemu przekonaniu, państwo ma tam zwykle mniejszościowe udziały) mają się z czego cieszyć. Dla reszty to komunikat: skoro giganci się nie dorzucą, to cały koszt spadnie na was. Czy to sprawiedliwe? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie.