Po wypadku z udziałem Beaty Szydło wszyscy zeznający w sprawie funkcjonariusze BOR zapewniali, że kolumna poruszała się prawidłowo – czyli używała sygnałów świetlnych i dźwiękowych. To by oznaczało, że winę za wypadek ponosi Kościelnik, kierujący seicento. – Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej. Nie mogłem dłużej z tym żyć – wyznaje w „Gazecie Wyborczej” Piotr Piątek. Przyznaje, że sygnałów dźwiękowych zwykle nie używano. – Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren (...), żeby nie wzbudzać sensacji – twierdzi.
– Chorąży Piątek był tylko raz przesłuchiwany przez policję. Prokuratura nie chciała go przesłuchiwać w sądzie. Świadczy to o tym, że oskarżyciel robił wszystko, żeby ich nie przesłuchiwać w sądzie w obawie, że któryś powie prawdę – twierdzi mec. Kalisz, który teraz przekazał świadka do dyspozycji obrońcom Kościelnika.
Obrońca Kościelnika, mec. Władysław Pociej, powiedział nam, że wypowiedź byłego BOR-owca to informacja niezwykle istotna i będzie starał się wykorzystać ją procesowo poprzez wniosek o jego przesłuchanie. Obecnie trwa proces odwoławczy w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Sąd pierwszej instancji na początku lipca ubiegłego roku uznał, że Sebastian Kościelnik nieumyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego. Od wyroku odwołały się obie strony.
>>>Były funkcjonariusz ujawnił prawdę o wypadku Beaty Szydło! Wszyscy KŁAMALI w sądzie?!
>>>Samolot z Morawieckim nie powinien lecieć?! Trwała walka o życie, liczyła się każda minuta