„Super Express”: – Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski wezwał w celu złożenia wyjaśnień ambasadora Niemiec w Polsce. Pojawiły się głosy, że to przesadna reakcja, bo głosy przeciwko Polsce wypowiadali politycy nie niemieccy, ale unijni. Zgadza się pan z tą oceną?
Ryszard Czarnecki: – Nie mylmy pojęć. Martin Schulz jest politykiem niemieckiej SPD, wybieranym do Parlamentu Europejskiego przez obywateli niemieckich. Komisarz Oettinger został komisarzem unijnym jako reprezentant Republiki Federalnej Niemiec. Poza tym ostro przeciwko Polsce wypowiedział się też lider CSU, partii będącej bliskim koalicjantem CDU. A więc są to politycy jak najbardziej niemieccy.
– Po spotkaniu ambasadora z szefem polskiego MSZ ze strony niemieckiej popłynęły sygnały o tym, że żadnych sankcji nie będzie, a relacje z polską są skarbem. Czas odprężenia?
– Obawiam się, że to robienie dobrej miny do złej gry. Jeśli niemieccy politycy uważają relacje z Polską za skarb, to dlaczego o ten skarb nie dbają? Mamy do czynienia z oczernianiem naszego kraju przez polityków państwa, które w ten sposób chce odwrócić uwagę od własnych problemów. Państwo niemieckie nie potrafiło bowiem zadbać o bezpieczeństwo własnych obywatelek, na które napadali i które gwałcili muzułmańscy imigranci. Warto mieć tego świadomość.
– Włodzimierz Cimoszewicz, były premier i szef MSZ, bardzo ostro ocenia działania PiS. Mówi, że prowadzicie politykę konfliktu wszystkich ze wszystkimi.
– Pan Włodzimierz Cimoszewicz reprezentuje formację, która przez dziesiątki lat PRL służyła Moskwie. Być może teraz niektórzy przedstawiciele tej formacji wciąż uważają, że trzeba komuś służyć, na przykład Berlinowi i Brukseli. Nie wierzą, że państwo polskie może prowadzić własną politykę. Jesteśmy dużym krajem, stać nas na politykę ambitną i skuteczną. To Niemcy stosują taktykę pouczania wszystkich wokół: mają pretensje choćby do Danii, że czasowo zamknęła granicę w obawie przed zalewem imigrantów. Polska buduje dziś partnerskie relacje zarówno z Europą Zachodnią, jak i Środkową. Gdzie w ostatnim czasie kraje Grupy Wyszehradzkiej, a także państwa skandynawskie i bałkańskie coraz bardziej dostrzegają problem imigrantów, niekoniecznie chcąc godzić się na przyjmowanie narzuconych przez Berlin kwot.
– Pojawiły się też głosy, że sojusz w rodzaju Międzymorza, ścisła współpraca z krajami takimi jak Węgry to polityka proputinowska, wręcz antypolska...
– A kto tak mówi? To jest jakiś absurd!
– Choćby wspomniany Włodzimierz Cimoszewicz, wiele tego typu stwierdzeń pojawiło się w mediach...
– Boże święty, jak można mówić, że przeciąganie Orbána na zachodnią stronę mocy to polityka proputinowska? Jest dokładnie odwrotnie! Właśnie budowa silnego sojuszu państw środkowoeuropejskich chroni ich interesy. Zarówno przed niekorzystną polityką Brukseli, jak i przede wszystkim przed zakusami Rosji. A wciągnięcie Węgier do takiego sojuszu siłą rzeczy przesuwa ich w kierunku polityki prozachodniej. A więc jest w naszym interesie. Mówienie o antypolskiej czy proputinowskiej polityce jest tu poważnym nadużyciem.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
ZOBACZ: Monika Olejnik obraża Czarneckiego. Polityk mocno odpowiada