"Super Express": - Trwają dyskusje o tym, czy zakazać bądź ograniczyć handel w niedzielę. Chce tego Solidarność, rząd przygotowuje łagodniejszą wersję. Jak taka ustawa wpłynęłaby na gospodarkę?
Ryszard Bugaj: - Na gospodarkę w niewielkim stopniu, mocno i bynajmniej nie najlepiej wpłynęłoby to za to na pracowników w handlu zatrudnionych.
- Dlaczego?
- Z prostej przyczyny - wolne niedziele nie wpłyną może na obroty, które nie spadną znacząco, jednak ten jeden dzień wolny może doprowadzić do tego, że pracodawcy będą mieli podstawę do tego, by zwalniać pracowników.
- Trochę zaskakująca opinia, bo przecież to właśnie interesem pracowników Solidarność tłumaczy poparcie dla projektu. Chodzi o ludzi zmuszanych do pracy w niedziele, tak, by mogli mieć wolny dzień?
- Owszem i ja ten postulat doskonale rozumiem. Osobiście jednak problem pracowników rozwiązałbym inaczej.
ZOBACZ: Prof. Ryszard Bugaj: Euro Polsce się nie opłaca
- Jak?
- Po prostu poprzez zwiększenie motywacji finansowej, wyższe pensje dla zatrudnionych za pracę w niedziele. Oczywiście, jest to rozwiązanie dużo trudniejsze niż zakaz handlu, jednak w moim odczuciu dużo lepsze.
- Zwolennicy zakazu handlu w niedzielę tłumaczą to wartościami chrześcijańskimi, że rodzina nie powinna spędzać niedzielnego czasu na handlu.
- Kiedy ja uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Jest taka doskonała czeska komedia, pt. "Straszne skutki awarii telewizora". Doskonale pokazuje ona sytuację, gdzie gdzie w pewnej rodzinie zaczynają się dziać złe rzeczy tylko i wyłącznie dlatego, że nie mogą spędzić czasu w ulubiony sposób, przed telewizorem, bo się zepsuł. W Polsce wspólne niedzielne zakupy stały się już tradycją, dla wielu ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Odebranie tego ludziom może nie uderzy w polską rodzinę, to stwierdzenie byłoby przesadą, ale przez wiele rodzin będzie odebrane jako rozwiązanie bardzo złe.
- W Niemczech jednak zakaz handlu w niedzielę obowiązuje.
- Podobnie jak w kilku innych krajach. Nie uważam jednak by było to rozwiązanie optymalne.
- No dobrze, jest jeszcze jeden ważny argument zwolenników ograniczania handlu - to obrona niewielkich rodzinnych sklepików, które przegrywają konkurencję z sieciami dyskontowymi i marketami. Może ze względu na ochronę polskiego handlu należałoby jednak skorzystać z rozwiązań niemieckich?
- Najpierw powinniśmy zastanowić się i odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego przegrywają małe sklepy. Bądźmy szczerzy. Otóż przegrywają konkurencję dlatego, że mają niższą wydajność pracy. Siłą rzeczy mają wyższe ceny. Jak wchodzę do sklepiku w Podkowie Leśnej, to gołym okiem widzę, że cena poszczególnych produktów jest o jakieś 20 proc. wyższa niż cena tych samych produktów w wielkich sieciach. I jest to zrozumiałe. Siłą rzeczy właściciel małego, rodzinnego sklepu przy niewielkiej wydajności musi ponieść większy koszt działalności, co sprawia, że musi ten koszt wyrównywać ceną.
- I ograniczenie handlu w niedzielę nie pomoże niewielkim podmiotom?
- Nie sądzę, bo istnieje możliwość rozdrobnienia, to znaczy, że sieci handlowe otwierałyby własne małe sklepy. Już teraz toczy się dyskusja o tym, jak traktować sklepy franczyzowe. A więc zakazywanie handlu w niedzielę nie byłoby skuteczną ochroną drobnego handlu.