Ruth Hoffmann: Wielu funkcjonariuszy Stasi do dziś nie zmieniło poglądów

2014-11-04 2:55

Druga część rozmowy z niemiecką dziennikarką i pisarką, Ruth Hoffmann

„Super Express”: - Skąd rekrutowali się funkcjonariusze Stasi?
Ruth Hoffmann: - Zasadniczo interesowali ją wszyscy, którzy spełniali oczekiwania Stasi. W pierwszych latach jej agenci rekrutowali się spośród sprawdzonych towarzyszy, którzy przeżyli reżim nazistowski w obozach koncentracyjnych. To była najbardziej brutalna i bezkompromisowa generacja funkcjonariuszy, którzy potem przekazywali swoją wiedzę i umiejętności swoim następcom.
Zawsze ideałem agenta tajnych służb jest nie tylko przekonany, ale także inteligentny człowiek z dobrym wykształceniem. Enerdowscy studenci interesowali Stasi jako potencjalni funkcjonariusze?
Początkowo nie. Stasi potrzebowała siepaczy, nie inteligentów. To zaczęło się zmieniać w połowie lat 50. Kierownictwo Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego zrozumiało, że potrzebuje funkcjonariuszy, którzy mają dostateczne wykształcenie, by inwigilować środowisko enerdowskiej inteligencji. Jeśli miało się agentów, którzy ledwie potrafili czytać, czy się wysławiać, trudno było oczekiwać, że skutecznie zinfiltrują wrogów czy uzyskają informacje od intelektualistów, którzy pracowali dla Stasi jako tajni współpracownicy. Nie przesadzałabym jednak z oceną poziomu intelektualnego pracowników MPB.
Było aż tak źle?
Wieloletni i wszechmocny szef Stasi Erich Mielke, który sam nie był szczególnie wykształcony, uważał, że jego podwładni mają przede wszystkim łapać wrogów ludu. „Nie interesuje mnie, czy potrafią się podpisać” - mawiał.
W Polsce początkowo funkcjonariusze SB w jakimś sensie byli awangardą rewolucji, którzy wierzyli w komunizm. Potem aparat represji zdominowali karierowicze. Jak było ze Stasi?
Było podobnie. Problem nasilił się szczególnie w latach 80. Mimo że nikt wtedy nie myślał o rewolucji, społeczeństwo zmieniło się i przestało tak mocno wierzyć w nieomylność partii. Dotyczyło to także funkcjonariuszy Stasi, którzy wybierali pracę w tej instytucji głównie ze względu na nieprzeciętnie wysokie zarobki – wielokrotnie wyższe niż średnia – i niezliczone przywileje.
Erich Mielke, uwielbiający karność swoich podwładnych nie miał z tym problemu?
Co ciekawe kierownictwo Stasi zdawało sobie sprawę z tego problemu. Niemniej, karierowiczostwo nie oznaczało, że do służby szli zwykli oportuniści. Większość zachowało swoją wiarę do upadku muru berlińskiego. Ba! Wielu z nich do dziś nie zmieniło poglądów. Uważają, że działali w słusznej sprawie, a Zachód nadal jest dla nich wrogiem. Nie przeszkadza im to jednak pobierać emerytur od niemieckiego rządu. Stworzyli wręcz swoje własne społeczeństwo, w którym żyją przeszłością i nie dociera do nich, że czasy się zmieniły.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Ruth Hoffmann. Niemiecka dziennikarka i pisarka. Autorka książki „Dzieci Stasi”