„Super Express”: - Co z tą Platformą?
Tomasz Siemoniak: - Jak to co? Wszystko dobrze. Idziemy do wyborów jako Koalicja Obywatelska…
Idziecie bez kilku osób. W tym bez byłej wicemarszałek Sejmu Elżbiety Radziszewskiej, która demonstracyjnie zrezygnowała ogłaszając, że „nie bierze odpowiedzialności” za nazwiska na listach i za kształt tych list”.
Kilka razy byłem blisko tworzenia list wyborczych, kilkukrotnie sam kandydowałem i wiem, jakie to może budzić emocje. W każdej partii, nie tylko w PO. Szkoda tej decyzji, miała przecież szansę wejść do Sejmu. Nie jest jednak tak, że ktoś ma to miejsce czy jedynkę przypisaną w jakiejś partii do końca życia. Trzeba być jednak bardziej elastycznym, zwłaszcza w takim koalicyjnym układzie. Te emocje są niepotrzebne. Lista w okręgu pani Radziszewskiej jest mocna. Spodziewam się, że dostanie więcej głosów niż w 2015.
Pani Radziszewska nie jest pierwsza. Wcześniej z komitetu wyborczego wycofała się prezydent Łodzi Hanna Zdanowska. Teraz dołączyło do niej aż czworo kandydatów z Łodzi. To wygląda na masową ucieczkę.
Pani prezydent nadal jest szefem regionu PO i wspiera naszą listę. I te odejścia paradoksalnie świadczy to o dużych nadziejach odnośnie wyniku Koalicji Obywatelskiej…
Jakim cudem? Odchodzi się raczej z miejsca, w którym nadziei już nie ma.
Zawsze jest więcej kandydatów niż miejsc wchodzących i teraz tych niezadowolonych z kształtu list jest więcej. Gdyby wchodziły tylko jedynki i dwójki, to nie byłoby tylu pretensji. Jesteśmy partią demokratyczną, to nie jest PiS-owskie wojsko, gdzie w ciszy przyjmuje się rozkazy prezesa. I w demokracji są emocje i głośno wyrażane pretensje, autentyzm. Ja uważam listy w Łodzi i Piotrkowie za optymalne.
Elżbieta Radziszewska stwierdziła, że „standardy przy tworzeniu list dalece odbiegają od tych, które powinno się w polityce przestrzegać” i dodała, że „nie godzi się, by polityka i konstruowanie list było oparte na kłamstwie”. Albo pani Radziszewska jest przeciwniczką demokracji, albo tę demokrację pogwałcił przy tworzeniu list Grzegorz Schetyna. Nie ma trzeciej opcji.
Demokracje to są także struktury i statutowe władze partii. Zaproponowały jakiś kształt list, jakąś kolejność. Rozżalenie, które przemawia przez panią poseł nie powinno ważyć na ocenie tych list.
Na listach PO jest więcej zaskoczeń. Krzysztof Brejza, który wyrósł na gwiazdę Platformy w mijającej kadencji Sejmu, nagle jest wystawiony do Senatu. To jakaś kara?
Absolutnie nie, przecież sam o tym mówił, że to jego decyzja.
Ten dowcip już wykorzystało PiS. Marszałek Kuchciński też sam się podał do dymisji i mówił, że to jego decyzja.
To nieporównywalne sytuacje. Mam tu akurat pełną wiedzę…
Niech mi pan tylko nie mówi, że zrobiliście to by „wzmocnić Senat”.
Poseł Brejza miał jedynkę do Sejmu, jest szefem sztabu i kampanii wyborczej. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby szefa sztabu do rezygnacji z jedynki.
Myślę, że Grzegorz Schetyna ma jednak taką siłę.
Schetyna zaakceptował jego jedynkę do Sejmu. Znam i szanuję Tadeusza Zwiefkę, który wszedł na jego miejsce do Sejmu, ale twierdzenie, że dla niego zrezygnowalibyśmy z Brejzy to byłby absurd. Przecież Senat to nie jest więzienie czy jakaś piwnica. Waga Senatu jest duża…
Panie pośle… Senat jest tak ważny, że jeszcze całkiem niedawno Platforma była za jego likwidacją. Od tamtej pory nic się w konstytucji nie zmieniło, jego waga nie wzrosła.
Zmieniła się sytuacja. W warunkach niepewnego zwycięstwa do Sejmu i tego, jakie koalicje zostaną zawarte w przyszłości jego znaczenie rośnie tym bardziej. Do tej pory rzeczywiście było tak, że zwycięzca z Sejmu brał Senat. Teraz, gdyby udało się opozycji poprawić wynik z europarlamentu, mogłoby to oznaczać aż 60 proc. miejsc w Senacie.
Które mogłyby nieco poprzeszkadzać i poopóźniać prace większości PiS w Sejmie, ale większego znaczenia by nie miały.
PiS nie ma jeszcze tej większości w Sejmie. I tę znaczącą rolę zauważył także PiS wystawiając znacznie mocniejsze kandydatury do Senatu niż kiedyś. Nie będzie łatwo z nimi wygrać.
Listy do Senatu miały być znacząco wzmocnione przez znanych samorządowców. Samorządowcy zbagatelizowali to zdając sobie sprawę z tego, że to tylko kwiatek do kożucha i traciliby realną władze na rzecz teatru.
Wielu mocnych samorządowców kandyduje, to są zawsze indywidualne decyzje. Powodem rezygnacji wielu, jak np. prezydenta Rzeszowa była jednak obawa o przyszłość samorządu. W przypadku ich wyboru w wielu miejscach groziłby zarząd komisaryczny PiS.
Na czołowych miejscach Koalicji Obywatelskiej jest też zaskakująco wielu byłych polityków PiS. Macie cały dawny sztab wyborczy Jarosława Kaczyńskiego, jest Paweł Kowal i Kazimierz Ujazdowski. Jak to się stało, że Platforma i Koalicja miały być anty-PiS, a są PiS-bis?
Platforma zawsze była otwarta na ludzi z różnych środowisk, zarówno z prawa i z lewa…
Wielu może pomyśleć, że stała się otwarta na tych ludzi, a coraz bardziej zamknięta na samych działaczy Platformy.
To niesprawiedliwy osąd. Do PO przychodzili już wcześniej ludzie o konserwatywnych poglądach, którzy uważali, że PiS stał się partią autokratyczną i gwałcącą wartości, które cenią. Nie byli w stanie znieść uderzenia w konserwatyzm, szacunek do państwa i konstytucji. To poważny sygnał do wielu wyborców, także wyborców PiS, że pojawili się na naszych listach nieprzypadkowo.
Na listach nie ma Obywateli RP. Startują z własnym komitetem twierdząc, że nie ma jedności, jest narzucanie wszystkiego przez PO. A tak się wspieraliście i kochaliście…
Obywatele RP zawsze lubili podkreślać, że są opozycją pozaparlamentarną, uliczną. Trudno mi się zatem odnieść do tego zarzutu. Obywatele RP są wolnymi ludźmi, mogą robić co chcą.
Myśli pan, że wyborcy lewicy zagłosują na Kazimierza Ujazdowskiego i byłych polityków PiS? Prof. Magdalena Środa mówi, że wystawiacie „dziada kościelnego”…
Wspólni kandydaci do Senatu byli wystawiani w porozumieniu z panami Kosiniakiem-Kamyszem, Czarzastym, Biedroniem czy Zandbergiem. Niemożliwe było ustalanie tego ze wszystkimi, w tym z panią Środą.
Rozmawiał Mirosław Skowron