"Super Express": - Mijający rok bez wątpienia stał pod znakiem ekonomii i walki z kryzysem finansowym. Ekonomiści też odczuli kryzys - kryzys zaufania do nich w związku z tym, że nie potrafili podać recept na szybkie opanowanie sytuacji.
Prof. Stanisław Gomułka: - Procesy ekonomiczne podlegają czynnikowi ludzkiemu, który jest absolutnie nieprzewidywalny. Problemy nie wynikają z działania instytucji finansowych zgodnie z teorią ekonomiczną, tylko wbrew niej. Na to już ekonomiści nic nie mogą poradzić.
- W 2011 r. wielu europejskich intelektualistów dostrzegło jałowość dotychczasowych doktryn ekonomicznych, które, ich zdaniem, nie odpowiadają na szerzące się problemy. To był przełomowy rok w myśleniu o ekonomii?
- Pamiętajmy, że w historii kapitalizmu mieliśmy do czynienia tylko z jednym naprawdę poważnym kryzysem ekonomicznym w latach 30. ubiegłego wieku - z bezrobociem w USA i Niemczech sięgającym 30 proc. W okresie powojennym kryzysy czy recesje, łącznie z tym obecnym, były stosunkowo łagodne. Nie ma więc specjalnej potrzeby rewolucji i tworzenia nowych doktryn. Zróżnicowanie w myśleniu o ekonomii jest wystarczająco duże, żeby znaleźć odpowiednie recepty wśród istniejących koncepcji. A fakt, że obecnie nie zmagamy się z koszmarem lat 30., jest też zasługą ekonomistów.
- Następny rok też będzie rokiem ekonomii?
- Na pewno będzie rokiem spowolnienia. Ale mimo to, po czasach euforii związanej z niewyobrażalnym wzrostem gospodarczym w dekadzie poprzedzającej kryzys i samego kryzysu powoli wkraczamy w okres stabilizacji. Ona musi być jednak poparta rozsądną polityką gospodarczą i reformami instytucji finansowych, bo bez tego rozchwianej gospodarki światowej nie da się ustabilizować.
- Czyli w 2012 r. nadal będziemy dyskutować nad sposobami naprawy światowej gospodarki?
- Najwyższy czas, żeby się tym zająć. Ekonomiści od lat ostrzegali choćby o potencjalnych problemach strefy euro, ale ponieważ przez lata wszystko dobrze funkcjonowało, politycy nie widzieli potrzeby reform. Kryzys pokazał, że bez nich się nie uda. W tym sensie kryzys może być też źródłem czegoś dobrego i mam nadzieję, że 2012 r. będzie czasem odważnych decyzji, które będą procentować na przyszłość i w dłużej perspektywie poprawią funkcjonowanie światowej ekonomii. Przy tym założeniu plotki o śmierci euro okażą się raczej przesadzone. Wspólna waluta przetrwa i wyjdzie z kryzysu nawet mocniejsza.
- Prócz potrzebnych reform na stabilizację mogą wpłynąć dobre informacje z USA, gdzie zwiększa się wzrost gospodarczy, odradza rynek nieruchomości i spada bezrobocie? Skoro kryzys zaczął się w Ameryce, to może też tam się skończy?
- Wbrew temu, co się powszechnie uważa, wpływ gospodarki amerykańskiej na Europę nie jest aż tak duży, choć oczywiście dobre informacje zza oceanu nie pozostają bez znaczenia. Sugerują, że te bardzo pesymistyczne oceny rozwoju światowej gospodarki, mówiące o nowym kryzysie, są co najmniej przesadzone. W Ameryce nie czeka nas może bum gospodarczy, ale stosunkowo łagodny wzrost. Bez wątpienia przełoży się to na zachowania inwestorów w innych częściach świata.
- Nie jest chyba jednak tak, że kraje strefy euro zmagające się ze znaczącym wzrostem długu publicznego i zagrażające stabilności gospodarczej Europy nagle ożyją?
- Oczywiście, że nie. W Hiszpanii, Grecji i być może we Włoszech będziemy mieli recesję, ale wiąże się ona z bardzo silnymi działaniami stabilizacyjnymi, które w krótkiej perspektywie zduszą wzrost gospodarczy tych krajów, ale na dłuższą metę powinny uzdrowić sytuację.
- Wiadomo, że problemy tych krajów są też problemami Polski. Nie odbiją się one na naszej sytuacji?
- Ogólna sytuacja gospodarcza się poprawia i z każdym dniem wszystkie czarne wizje wieszczone przez niektórych ekonomistów stają się coraz mniej aktualne. Nie należy oczekiwać recesji czy nawet stagnacji w całej strefie euro. Będzie to minimalny, ale jednak wzrost gospodarczy. To pozwala optymistycznie spojrzeć na sytuację gospodarczą Polski. Wzrost na poziomie 2-3 proc. jest może niezbyt porywającą perspektywą, ale jednak realną i w miarę optymistyczną.
- Pana koledzy po fachu raczej nie są takimi optymistami.
- Ekonomista powinien patrzeć na rzeczywistość chłodnym okiem. Dziwię się więc niektórym moim kolegom, że dali się ponieść emocjom w ocenach sytuacji gospodarczej. Jednym z nich jest Jacek Rostowski, który miał kilka dziwnych wypowiedzi nt. możliwej wojny na tle gospodarczym czy recesji w Polsce. Oczywiście trzeba brać pod uwagę nawet te najmniej realne scenariusze, ale akurat o nich nie powinno się głośno mówić, żeby nie zwiększać prawdopodobieństwa ich realizacji.
- A może Rostowski rysuje czarne scenariusze, żeby potem powiedzieć: proszę, jak sobie dobrze z tym wszystkim poradziłem.
- Racjonalizuje pan jego wypowiedzi i działania. Mam wrażenie, że nie chodziło tu o jakąś wielką strategię, ale o to, że uległ po prostu ogólnej psychozie.
Prof. Stanisław Gomułka
Główny ekonomista BCC