"Super Express": - Będzie pan następcą Jarosława Kaczyńskiego w roli prezesa Prawa i Sprawiedliwości?
Grzegorz Bierecki: - Przewodniczącym PiS jest Jarosław Kaczyński i to nie podlega dyskusji. Dywagacje na temat moich ambicji i planów w ramach PiS są nieprawdziwe. Jestem członkiem klubu senackiego PiS, ale nie jestem nawet członkiem partii.
- To można zmienić. Jesteśmy pewni, że kilku rekomendujących pana do członkostwa by się znalazło.
- Identyfikuję się z programem PiS. To, co robię jako senator, jest wystarczające. Myślę, że w partii jest wielu znakomitych ludzi i na pewno będę wspierał ich dążenia.
- Wśród tych bardziej znakomitych wielu widzi pana. Dlaczego niby nie? Jest pan niezależny finansowo, sprawdził się w biznesie, kierował dużą organizacją, a dodatkowo ma opozycyjną przeszłość.
- Staram się wywiązywać z zadań, których się podejmuję. Oprócz bycia senatorem od niedawna jestem przewodniczącym Światowej Organizacji Unii Kredytowych.
- Powiedzmy, że PiS wygra następne wybory i będzie tworzył rząd. Zostałby pan w nim ministrem?
- Nie mam zamiaru wspinać się po przysłowiowej drabinie na kolejne szczeble politycznej kariery. Zresztą wielokrotnie odmawiałem. Chętnie pomagam jednak budować program, uczestniczę w dyskusjach na temat idei.
- Gdyby Jarosław Kaczyński zaproponował panu stanowisko ministra, odmówiłby pan?
- Sparafrazuję: takiemu premierowi się nie odmawia.
- Nie brak jednak głosów, że niechęć władz do SKOK-ów wzięła się z tego, że zaczęto pana postrzegać jak zagrożenie polityczne na przyszłość.
- Nie chodzi o mnie. To pewien schemat, o którym mówił już kiedyś Roman Kluska. Jest intencja maksymalnego rozbicia organizacji społecznych. Zbyt duża struktura, której nie da się kontrolować, jest przez rząd atakowana.
- Kolejne obawy budzić ma sojusz twórcy SKOK z twórcą Radia Maryja.
- To żaden sojusz. Fundacja Lux Veritatis dostała promesę kredytu na 15 milionów zł. I gdyby potrzebowała, otrzymałaby też kredyt. W bankach też by dostała. Standing finansowy fundacji w pełni to uzasadniał.
- Podobno ostro negocjował pan z o. Tadeuszem Rydzykiem...
- Te informacje mediów są nieprawdziwe. Nie było żadnych negocjacji.
- To będzie zaczątek czegoś w rodzaju polskiego Fox News? Zasugeruje pan o. Rydzykowi, by sięgnął po fachowców, np. braci Karnowskich?
- Życzę TV Trwam sukcesu na miarę Foxa i będę im kibicował. O. Rydzyk sam dobiera współpracowników.
- Dlaczego po latach w opozycji antykomunistycznej odszedł pan z polityki?
- Realizowałem się, budując SKOK-i, od podstaw. A jedyną nagrodą za podziemną działalność było więzienie.
- Bogdan Rymanowski w książce opartej na rozmowie z rozpracowującym pana ubekiem przypomniał tamte lata...
- I niestety dał zbyt dużą wiarę ubekowi, czyli człowiekowi, który był profesjonalnym kłamcą. Odnośnie do donosicieli, dziś nie jest to już taki problem, jak w latach 90., bo sprawę załatwia natura... Jest jednak wątpliwość, czy ci ludzie nie zarazili swoimi postawami i cynizmem następców. Z czego się bierze skłonność do korupcji, spolegliwość wobec żądań obcych? Właśnie z braku określonej postawy moralnej. Z traktowania ludzi przedmiotowo.
- Środowisko opozycyjne nie było aż tak duże. Poznał pan w nim m.in. Donalda Tuska i Jana Krzysztofa Bieleckiego. Kiedy porównuje pan ich z tamtych lat do dzisiejszych, to...
- Nic się nie zmienili. Ich poglądy zawsze były mniej więcej podobne, a partie, które zakładali, niezbyt ideowe. Zawsze oparte na liberalizmie rozumianym dość publicystycznie. I braku jakiejkolwiek większej wizji. Dziś mam do nich pretensję, że jako rządzący nie dopuszczają do żadnej dyskusji. Liczy się tylko większość.
- Politycy PO odpowiedzą, że za rządów PiS też liczyła się tylko większość.
- Wyglądało to dużo lepiej. Uczestniczyłem w pracach nad wieloma ustawami. Prace na przykład nad ustawą o elektronicznych środkach płatniczych były bardzo merytoryczne. Są tego dobre efekty. Ale co tam rządy PiS. Ustawa o SKOK-ach została uchwalona w 1995 roku...
- Za rządów SLD i PSL.
- Tak! Choć pomysł był solidarnościowy. I taki dialog przez pewien czas był możliwy! Niestety za czasów Platformy to się zmieniło. Świetnie oceniany projekt zmian w prawie spółdzielczym proponowany przez prezydenta Kaczyńskiego został odrzucony tylko dlatego, że on to firmował! Niestety to jest styl uprawiania polityki, z którym się głęboko nie zgadzam. W ten sposób niczego trwałego nie zbudujemy. Słuchajmy siebie nawzajem.
- Dlaczego z postkomunistami można było porozmawiać, a z dawnymi kolegami z opozycji się nie daje?
- Może postkomuniści już wtedy nie musieli chodzić po instrukcje (śmiech)? Tu jest jakiś problem z szacunkiem PO do demokracji. Widać to po reakcjach premiera na referendum w Warszawie. Nawet jeżeli Donald Tusk uważa, że jego zastępczyni, wiceprzewodnicząca Platformy Hanna Gronkiewicz-Waltz jest świetnym prezydentem, to powinien zgodzić się na weryfikację tego przez obywateli.
- PO podkreśla, że za nieco ponad rok są wybory i wtedy będzie weryfikacja.
- Senatorowie otrzymali niedawno dane dotyczące sytuacji finansowej Mazowsza i Warszawy. Naprawdę szkoda tego roku i powinno się ją odsunąć jak najszybciej.
- Wróćmy do pana. Dlaczego wrócił pan do polityki?
- Z powodu tragedii 10 kwietnia 2010 r. Uznałem, że przydam się do budowania programu i dyskusji, która toczy się nad ustawami mającymi wpływ na ludzkie życie.
- Ale dlaczego dopiero po tragedii smoleńskiej?
- To był impuls. Straciliśmy najlepszych Polaków i bynajmniej nie twierdzę, że swoim działaniem choćby w małym stopniu wypełniam tę wyrwę. To byli wybitni ludzie. Gdyby żyli, to wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej. Nie wierzę w to, że z nimi wśród żywych marnowana byłaby choćby szansa, jaką jest gaz łupkowy. Tragedia smoleńska, jak i późniejsze reakcje są najlepszym dowodem, że nasza demokracja jest chora. Takich elementów jest jednak więcej. Forsowanie finansowania partii spoza budżetu państwa oznacza przecież, że polityka będzie domeną koterii i klanów. Będzie już tylko pieniądz, nic innego.
- Zwolennicy tej zmiany powiedzą, że w USA to się sprawdziło...
- Ale w USA demokracja jest okrzepła. Jest też rodzimy, amerykański kapitał i egzekwowany zakaz przyjmowania pieniędzy od obcych. W Polsce nie ma wielkich rodzimych kapitałów, które mogłyby przebić kapitały zagraniczne. I w ten sposób skazalibyśmy się na to, że rządzić będą obcy, finansując określonych polityków. To bardzo groźne. Kampanie wyborcze powinny być dyskusją polityczną o przyszłości państwa. Jeżeli sami nie będziemy tego finansować jako Polacy, to ktoś to zrobi za nas.
- Co do Smoleńska, pan też skłania się ku opinii, że to był zamach?
- Nie znam wszystkich okoliczności, ale patrząc z dystansu na to, jak ta sprawa jest prowadzona, trudno zaprzeczyć, że ktoś coś ukrywa. I jest jakiś tego powód. Gdyby to był normalny wypadek, to śledztwo prowadzono by inaczej, a wrak byłby już w Polsce. Tyle że w tragedii smoleńskiej nie chodzi tylko o wyjaśnienie tego, co się stało 10 kwietnia. Także tego, co się wydarzyło potem.
- Czyli?
- Wiele zaniechań. Ja nieustannie podkreślam sprawę gazu łupkowego, bo to jest coś skandalicznego. Zamiast go wydobywać, dywaguje się nad zmianą rozporządzenia premiera Tuska, które blokowało poszukiwania gazu. Minister finansów powinien być pierwszy, który pogania premiera w tej sprawie! Zamiast szukać pieniędzy w kieszeniach Polaków, mógłby je wydobywać spod ziemi. Warto zapytać, kto korzysta na tym zaniechaniu. Zagadkowych decyzji rządów PO jest jednak więcej. Choćby to, że sprzyjają lichwiarzom.
- Dlaczego Tusk miałby im sprzyjać?
- Obserwuję to dość uważnie, gdyż SKOK-i pomagają Polakom chronić się przed lichwą. A lichwiarze przez te 6 lat rządów PO znakomicie się rozwinęli. Przecież wielu naszych klientów nie dostałoby wsparcia w bankach i wpadliby w ich ręce. Dlaczego rząd sprzyja lichwiarzom? Raport UOKiK z czerwca pokazuje, że w Polsce możliwa jest sytuacja, w której nakłada się na człowieka konieczność spłaty 1900 proc. z hakiem! Jaki rząd na to pozwala?! Minister finansów powinien być głównym wrogiem lichwiarzy. Przecież lichwa niszczy siłę nabywczą gospodarstw domowych. Największym grzechem tego rządu jest jednak wygnanie z Polski ponad 2 milionów młodych ludzi w ciągu 6 lat...
- Zaczęli wyjeżdżać znacznie wcześniej. Wielu wyjechałoby i tak, ze względu na różnicę w zarobkach, jakości życia.
- Tego się niestety nie dowiemy, a rząd nie zrobił nic, żeby chcieli wrócić. Zarobki nie są wyłącznym powodem tej emigracji. Polska pod rządami PO stała się krajem, który za coraz wyższe podatki oferuje coraz mniej. Donald Tusk zapowiadał przecież, że skłoni tych młodych do powrotu. Gdzie oni są? Gdzie są te programy rządu, które miały ich wspierać? Sypie nam się demografia, a nie widzę, żeby rząd jakoś na to reagował. Co więcej, nie tylko unika tematu, ale wypycha kolejnych ludzi bez nadziei na powrót.
- Jak pan, człowiek zajmujący się finansami, ocenia ministra Rostowskiego w skali od 1 do 10?
- Na sześć. A dokładnie na trzy szóstki (śmiech). Minister finansów zaproponował budżet, który był oceniany jako nierealny już w momencie, w którym go prezentowano. W polityce nie powinno się kłamać...
- Niektórzy ekonomiści podkreślają, że minister Rostowski musiał prowadzić grę z Unią, z rynkami finansowymi...
- Ależ jaką grę? Rynki, jak widać, od początku w ogóle go nie słuchały. I realnie to była gra z własnym społeczeństwem. Przecież na podstawie założeń budżetowych samorządy muszą uchwalać swoje lokalne budżety i planować inwestycje. I choćby uznały budżet rządu za idiotyzm, to nie mogą planować inaczej! I po jakimś czasie minister Rostowski z uśmiechem mówi, że to była taka gra? Niech lepiej gra już na swój koszt, a nie na koszt obywateli.