Mirosław Skowron: Rosja - problem mocarstwa na wyrost

2011-01-26 3:00

Po zamachu na moskiewskim lotnisku Domodiedowo rosyjskie media, a za nimi wszystkie na świecie ożyły sloganami o "powszechnym problemie z międzynarodowym terroryzmem". Z walką Rosjan z "międzynarodowym terroryzmem" solidaryzowała się też sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Rzecz w tym, że w przypadku tego i wielu innych zamachów w Rosji powielanie tego sloganu jest zwykłą bzdurą.

Największy zamach od roku

Powody zamachów terrorystycznych w Rosji są wewnątrz kraju. Źródłem problemów Kremla nie jest zresztą ideologiczny terroryzm, ale coś znacznie głębszego. Problemem jest mocarstwowość na wyrost. Na moskiewskim lotnisku czy przed laty w pociągu, metrze i szkole Kreml boleśnie przekonuje się o tym, że mocarstwowość nie może się opierać wyłącznie na ambicjach. Za nimi powinny iść możliwości. Możliwości, których Moskwa po prostu nie ma.

Rosja jest krajem, który najzwyczajniej w świecie wziął we władanie więcej, niż jest w stanie ogarnąć. Rosja to mocarstwo, które cierpi z przeżarcia. I zamachy, nie tylko ten ostatni, są tego skutkiem.

W doniesieniach na temat zamachu w Moskwie najbardziej porażająca nie jest informacja o ofiarach śmiertelnych. Znacznie bardziej przemawia do wyobraźni zdanie o tym, że jest to "największy zamach w Rosji od roku". Zaledwie od roku.

W żadnym z pozostałych państw mających mocarstwowe ambicje nie dochodzi do zamachów terrorystycznych z taką regularnością. Nie jest tak, że w USA, Wielkiej Brytanii czy Francji nie ma pretekstów do zamachów. Aktywność międzynarodowa i duże problemy z mniejszościami czynią je nawet bardziej podatnymi na zamachy niż Rosję. W żadnym z wymienionych krajów przeciwdziałanie terroryzmowi nie sprowadza się jednak do tępego terroru pod auspicjami państwa i walenia pięścią w stół.

Normalne mocarstwa, realizując swoje ambicje, starają się bądź mimochodem mogą zaproponować swoim koloniom coś poza brutalną siłą. Co proponuje Rosja na terenach, którymi włada bądź ma ochotę władać? Osobisty urok Putina i tradycja rosyjskiej literatury - jak widać - nie wystarczą.

Zabić po śmierci

Słuchając Putina i Miedwiediewa, trudno uwierzyć, że zależy im na czymś więcej niż demonstracji siły. Prezydent Rosji w chwilę po zamachu podkreślił, że bandyci grożący ludziom "będą zabijani na miejscu". W tym wypadku jest to o tyle dziwaczne, że zamachowiec (bądź zamachowcy) sami zabili się na miejscu. Na tym polegał zamach. Jak zabić ich ponownie?

Metoda "zabijania na miejscu" to nie tylko puste hasło. Pokazuje to wiele poprzednich akcji, w których rzeczywiście zabijano na miejscu. Podczas akcji w teatrze na Dubrowce zabito wszystkich 40 terrorystów. Przy okazji rosyjskie służby zagazowały też 129 niewinnych ludzi, których można było uratować. Nie udało się, bo władze nie chciały ujawnić ratującym ich lekarzom, jakiego tajemnego środka chemicznego użyto podczas ataku.

Najważniejsze było to, że zabito terrorystów. Władimir Putin był autentycznie dumny. Ogłosił sukces. Eksperci narzekali co prawda, że od zatrzymanych żywcem można dowiedzieć się nieco więcej. Że można przeciwdziałać kolejnym zamachom. Ale eksperci są od tego, żeby marudzić.

Po każdym podobnym zamachu rosyjskie władze walą pięścią w stół i wskazują winnych. Oczywiście nie siebie. Tym razem na pierwszy ogień poszła dyrekcja portu lotniczego, która "naruszyła" i "nie dopełniła" obowiązków. Putin jest w swoim żywiole. Rzuca gromy, poucza ministrów, rozdziela obowiązki. I oczywiście ani razu nie wspomni, bo któż miałby zadać mu to pytanie, dlaczego jego piękne występy i butne miny nie zmieniają sytuacji, w której do zamachów w Rosji dochodzi z tak przerażającą regularnością.

Władze zakasują rękawy

Ten brak skuteczności jest szczególnie rażący, gdy zdamy sobie sprawę, że rosyjskie władze, kiedy chcą, kiedy im zależy, bywają skuteczne. Gdy uznały, że zagrożeniem są niezależni dziennikarze i stacje telewizyjne, bardzo szybko sobie poradziły. Podobnie z niepokornymi biznesmenami. Władze zakasały rękawy i szybko pozbyły się problemu opozycji politycznej. Gdyby rosyjskie służby specjalne wzięły się za organizacje terrorystyczne równie ochoczo jak za organizacje pozarządowe, zapewne o zamachy byłoby trudniej.

Następne Soczi?

Oczywiście nikt nie jest w stanie zapobiegać zamachom terrorystycznym tak, żeby je wykluczyć. Wiele państw jest jednak w stanie znacznie ograniczać to zagrożenie. To, co robią władze w większości krajów zachodnich, wymaga jednak, by pomysłowość i siły skierować przeciwko terrorystom, a nie opozycji czy mediom.

Rosja będzie w niedługim czasie areną dwóch największych z możliwych imprez światowych. W 2014 roku odbędą się igrzyska olimpijskie w Soczi. W 2018 - Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Na boku zostawiam tu już sprawę sposobów, w jaki przekonano międzynarodowe ciała do przyznania Moskwie praw do organizacji obu imprez. To mają pokazać śledztwa dziennikarskie prowadzone dziś przez kilka poważnych tytułów. Jednym z warunków było jednak zapewnienie bezpieczeństwa, co w przypadku Rosji może co najmniej budzić wątpliwości.

Przypuszczam, na granicy pewności, że obie wielkie imprezy odbędą się pod takimi czy innymi rządami Putina. Obawiam się też, że obie będą arenami wydarzeń nie tylko sportowych. Do następnego razu w Soczi?

Mirosław Skowron

Dziennikarz działu Opinie "Super Expressu"