"Super Express": - Panie ministrze, podobno budowa Gazociągu Północnego jest już przesądzona. Co pan na to?
Piotr Woźniak: - Państwa skandynawskie nie stawiają już oporu, brakuje więc tylko formalnej zgody rządów niemieckiego i rosyjskiego. Trzeba przyznać, że negocjatorzy rosyjscy perfekcyjnie rozegrali tę sprawę w swoim interesie. Jednak inwestycja nie jest jeszcze zamknięta finansowo. Ponad trzy lata temu budowniczy gazociągu wystąpili do Europejskiego Banku Inwestycyjnego - w którym kraje Unii mają swoje udziały - o kredyt, ale obowiązujące wówczas zasady jednomyślnego głosowania pozwoliły Polsce to zablokować. Natomiast od 1 grudnia - dnia wejścia w życie traktatu lizbońskiego - ta jednomyślność nie będzie już wymagana. Zapewne niedługo później konsorcjum budujące Nord Stream ponowi prośbę, otrzyma kredyt i ruszy budowa - za pieniądze wszystkich krajów unijnych, a więc i polskie. Kwestia gazociągu wyraźnie pokazuje, że do wspólnej unijnej polityki energetycznej jeszcze daleko. Musiałaby ona uwzględniać interesy wszystkich krajów członkowskich, a wtedy ten rurociąg nigdy by nie powstał. Zdecydowano o nim za plecami Polski i państw bałtyckich.
- W jaki sposób ta inwestycja zagraża interesom Polski?
- Nord Stream umożliwi obejście Gazociągu Jamalskiego, który przez Polskę tłoczy gaz na zachód. Gazprom zawsze będzie mógł zakręcić nam kurek z gazem, rezygnując z tranzytu przez Polskę. Obecnie pobieramy z Gazociągu Jamalskiego zaledwie 2,5 mld metrów sześciennych gazu rocznie, ale brak w dostawach takiej ilości mógłby się dla nas skończyć fatalnie. Poza tym trzeba pamiętać, że Gazociąg Północny biegnie z Rosji przez prawie 1200 km przez Bałtyk, następnie wchodzi na ląd na terytorium Niemiec i rozgałęzia się na zachód i na południe. Pierwsza odnoga - NEL - ma przesyłać 20 mld m sześc. gazu rocznie na zachód Europy, druga o nazwie OPAL do Polski, Czech, Słowacji. OPAL biegnie do granicy czesko-niemieckiej. W tym samym miejscu kończy się rurociąg idący z Rosji przez Ukrainę, Słowację i Czechy. OPAL projektowany jest na 35 mld m sześc. rocznie i przeznaczony wyłącznie dla gazu z Rosji. Będziemy więc otoczeni pętlą gazową od północy, zachodu i południa. Przy tak ogromnej przepustowości rurociągu OPAL próba zawarcia kontraktu z jakimkolwiek innym partnerem z kontynentalnej Europy niż z Gazpromem, będzie praktycznie niemożliwa. Gaz rosyjski z OPAL zawsze będzie mógł konkurować z gazem zachodnim. Będziemy więc skazani na monopol jednego dostawcy. Pamiętamy, czym to się skończyło w styczniu br. dla Ukrainy i zaraz potem dla połowy Europy. Na przełomie 2008/09 przerwano dostawy gazu, a w konsekwencji nastąpiły wyłączenia od Polski do Niemiec. I od Słowacji po Bułgarię.
- Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak podpisuje właśnie z Rosją nową umowę gazową...
- Prawdopodobnie podpiszemy długoterminowy kontrakt na olbrzymie dostawy gazu z Rosji. Chodzi tylko o to, byśmy nie robili tego na rosyjskich warunkach. Powszechną praktyką stosowaną przez Gazprom jest zamieszczanie niekorzystnych klauzul w kontraktach z klientami, którzy nie mają zdywersyfikowanych dostaw i muszą kupować z jednego, rosyjskiego źródła. Najtrudniejsza do przyjęcia jest zasada "take or pay", czyli "bierz albo płać". W praktyce oznacza ona, że trzeba zamówić z wieloletnim wyprzedzeniem duże ilości gazu i płacić za nie co roku, niezależnie od tego, czy się gaz aktualnie pobiera, czy nie. Takie zobowiązania mamy przyjąć na siebie aż do roku 2037.
- A czy nie moglibyśmy zmienić tych niekorzystnych dla nas zasad?
- Oczywiście moglibyśmy. Np. firmy niemieckie w wieloletnich kontraktach z Gazpromem pozbyły się takich niekorzystnych klauzul. Równie trudny do przyjęcia jest zakaz reeksportu, czyli odsprzedaży, np. nadmiaru zakontraktowanego gazu. To klauzula jawnie sprzeczna z międzynarodowymi zasadami handlu. Trzecia zasadnicza i kosztowna dla nas wada umowy z Rosją to niekorzystny zapis o indeksacji ceny gazu. Obowiązuje nas narzucona przez Rosjan indeksacja w stosunku do wysokich cen ropy naftowej, podczas gdy w Europie ceny gazu indeksuje się coraz częściej do cen gazu sprzedawanego na innych rynkach. W ten sposób chroni się odbiorców przed podwyżkami wynikającymi z rosnących cen ropy naftowej. Stawia to też w nowym świetle kwestię dostaw gazu z Kataru, które miały ilościowo równoważyć import z Rosji, ponieważ terminal LNG w Świnoujściu będzie służył jedynie za źródło awaryjne.
Piotr Woźniak
Minister gospodarki w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego